wtorek, 23 sierpnia 2016
Jastrzębie - Rozdział 29.
Zgasiłam górne światło, zostawiając tylko zapaloną lampkę przy łóżku. W telewizji emitowali jakiś reportaż, więc przeleciałam po kanałach, a potem ustawiłam tradycyjnie na MTV.
„Je zu, dlaczego tak panikowałam?" – zadrżałam i potarłam ramiona, jakby było mi zimno, chociaż w pokoju było gorąco. Dodatkowo zmartwił mnie brak gumek, bo oczywiście z tego roztrzepania zupełnie wypadły mi z głowy.
„Gdyby nie miał zamiaru zostawać na noc, przecież nie myłby się u mnie, tylko zrobił to u siebie, prawda?" – pomyślałam skołowana.
Najbardziej ze wszystkich, to zadziwiał mnie Adam. Czy on naprawdę niczego się nie obawiał? No i co z jego żoną? Coś mi tu bardzo nie pasowało, ale nie chciałam już dzisiaj męczyć Młodego pytaniami. To wszystko wydawało mi się zbyt proste. I ten jego dziwny spokój...
Nie jesteśmy spokrewnieni w żadnej linii...
Wyglądało na to, że jego rodzina była bardziej pokręcona niż moja.
Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, wsunęłam się pod kołdrę i ułożyłam wyżej poduszkę. Gołąbki od matki zaczęły bulgotać mi w żołądku i ponownie się spięłam.
– Znowu zabrałem ci całą wodę... – oznajmił, drapiąc się po karku.
– Norma – rzuciłam krótko, przyglądając się jego wilgotnym włosom.
– Więc... mogę dziś zostać u ciebie? Nie chce mi się wracać, a ojciec i tak tam nocuje, więc zdążę wrócić, zanim się jutro pozbiera...
– Jasne – bąknęłam i zrobiłam mu miejsce.
Dopiero wówczas rozebrał się i ułożył ubranie na oparciu fotela.
– Dostałam eksmisję – wypaliłam, gdy ułożył się pod kołdrą.
„Brawo!". „Mega Idiotka, mistrzyni psucia dobrego nastroju. " – zganiłam się w duchu.
– Jak to? Dokąd? – Oparł się na łokciu, a ja odwróciłam wzrok i wbiłam go w ekran telewizora.
– Tak naprawdę, to była tylko kwestia czasu i spodziewałam się tego. Mieszkanie zostało wystawione na przetargu i znalazł się na nie kupiec. Mój mąż zaciągnął kiedyś kredyt hipoteczny i tak to wygląda, a gdzie, to jeszcze nie wiem. W jakimś socjalu przecież nie w willi – oznajmiłam kpiąco.
– Domyślałem się, że coś jest na rzeczy z tymi kartonami. – Usłyszałam jego stłumiony przez poduszkę głos.
Zapadła cisza, podczas której zaczęłam się zastanawiać, co on jeszcze tu robił i jak się odniesie do mojej wyprowadzki. Byłam gównianą partią dla kogoś takiego jak on, nie było co ukrywać, o ile nie najgorszą... Dziwiło mnie też to, że matka jeszcze się tym nie pochwaliła Adamowi.
– W sumie, to masz jeszcze inne wyjście... – zaczął po chwili. – Tak prawdę mówiąc, to o tym chciałem z tobą porozmawiać, ale nie wiem, czy się zgodzisz – powiedział niepewnie.
– Mów, słucham.
– Ojciec nie wie o tym? – zapytał.
– Pojęcia nie mam. Kiedy przyszedł nowy właściciel lokalu, była u mnie matka. Dał mi propozycję pozostania w mieszkaniu, ale musiałabym płacić wyższy, wyznaczony przez niego czynsz, albo przenieść się do mieszkania socjalnego, a on wypłaci mi resztę pieniędzy. Podobno kupił też mieszkanie obok, więc z tym czynszem, to była raczej podpucha, żeby mnie wykurzyć – wyznałam smętnie.
– Nie wiedziałem... myślałem, że to twoje mieszkanie i możesz je sprzedać i... – zamilkł i głośno westchnął.
– I? No mów, jak już zacząłeś. – Poruszyłam się, odłożyłam pilota i odwróciłam w jego stronę.
– Pomyślałem, że też mogłabyś się przenieść na wieś, wiesz... Mógłbym spróbować jakoś odkręcić ten ostatni rok i nie przenosić się, pogadać z dyrektorem, dojeżdżalibyśmy razem samochodem... To tylko dziewiętnaście kilometrów...
– Zaraz... Na wieś, ale gdzie? – zapytałam, przyglądając się jego niepewnej minie.
Było dla mnie jasne, że kombinował już coś od dawna, bo to nie była propozycja wymyślona na poczekaniu. Byłam za stara na takie podchody.
– Do Marii na przykład. Ma tam kupę miejsca, a na poddaszu można by urządzić osobne mieszkanie. Byłem tam dzisiaj z ojcem... Przepraszam... to głupi pomysł, nie? – Zmarszczył się i nerwowo przygryzł policzek.
– Jak cholera – odpowiedziałam i od razu się wzdrygnęłam. – Nie tylko głupi, ale też niewykonalny. Nie wiesz... – zacięłam się. – Nie zdajesz sobie sprawy, jak na mnie działa tamto miejsce. Poza tym ja plus moja matka równa się katastrofa, już ci o tym kiedyś mówiłam. Boże... na samą myśl przechodzą mnie ciarki i dziwię się, jak ona może tam jeszcze mieszkać, to... chore...
– Co się tam wydarzyło? – zapytał cicho, przysuwając się bliżej. – Powiesz mi?
„Je zu, za chiny nic ci nie powiem, bo..." – spięłam się.
„Bo...?" – zaszumiało mi w głowie.
– Nie chcesz nawet wiedzieć, a ja... nie chcę o tym mówić. Wtedy na komendzie... musiałam znowu przez to przechodzić i na samą myśl o tym miejscu, ogarnia mnie strach... – zamilkłam, by zaczerpnąć głęboki oddech. – Wiesz, że miałam kiedyś siostrę? Nawet gdy odwiedzam jej grób, to nie zachodzę do matki, bo nie chcę w ogóle widzieć tego domu, to za dużo jak dla mnie.
– A mówiłaś mi, że to nic takiego...
Przyłapał mnie.
CHOLERA!
– Ja... mogę powiedzieć ci o wszystkim i będę mówił ci o wszystkim...
– Tak, jak mówiłeś mi o tym, co się wydarzyło na osiedlu? – Teraz, to ja go przyłapałam.
Westchnął ciężko i zakrył twarz ramieniem, a że była to moja ulubiona jego „strona", chwyciłam za nie i opuściłam z powrotem.
– Hej, bez takich mi tu... – mruknęłam, ściskając spoconą, dużo większą od mojej rękę. – Nie prosiłam i nie będę cię prosiła, żadnego ciągnięcia za język. Jak będziesz chciał, to sam mi kiedyś powiesz i to samo ze mną. W porządku?
– Spoko, już o nic nie zapytam, słowo... tylko...
– Tylko, co?
– Ile miałaś wtedy lat, wiesz... kiedy to się stało...?
– Dziewięć – odpowiedziałam, obserwując, jak się nad czymś zastanawia.
– To mnie jeszcze tam nie było – wypalił. – Magda chciała mieć córkę, a przynajmniej tak mi opowiadała. Podobno jak mnie zobaczyła, to wzięła za dziewczynkę, a potem... Miałem cztery lata, kiedy mnie adoptowali i przywieźli na wieś – wyznał całkiem spokojnie.
Mówił o niej łagodnym głosem i przez chwilę poczułam się nieswojo. Nie wiedziałam, jak poważnie była chora, ale wolałam się w to nie wtrącać. Kiedy się dowie, na pewno będzie mu ciężko...
– Ja, nikogo nie pamiętam ze wsi, tylko jedną koleżankę mojej siostry, do której często chodziła. Widywałam dzieciaki, które przychodziły do biblioteki, ale z nikim się nie kolegowałam, byłam gówniarą... – Podtrzymywałam temat, gryząc się w język.
– A ja pamiętam jak przez mgłę to gospodarstwo, dom, w którym panował remont i dwóch starszych ode mnie chłopaków. Szybko wyprowadziliśmy się do miasta, a potem... tylko czasami tam jeździliśmy. Ojciec wydzierżawił ziemię i przez jakiś czas, mieszkała tam jakaś rodzina. Teraz dom wygląda jak nowy, zresztą podobno był to kiedyś pałac, majątek czy coś... nawet dookoła niego był rów, w którym kiedyś płynęła woda, ale ojciec wszystko zasypał. – Uśmiechnął się.
– My mieszkaliśmy w mieście niedaleko jeziora, dopóki mój... dopóki mój ojciec nie stracił pracy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, dlaczego tak się stało i prawdę mówiąc, cieszyłam się z przeprowadzki. Mieliśmy tylko połowę domu, ale i tak było dużo miejsca, blisko las... – Przełknęłam głośno i wtuliłam się w jego ramię. – Po prostu nie mogę się z tym pogodzić, nigdy się z tym nie pogodzę – dokończyłam.
– Nie mów tak. Kiedyś będziesz gotowa o tym rozmawiać, bo zapomnieć... chyba się nie da – stwierdził poważnie.
„Boże... pomyśleć, że miałam go za gówniarza..." – próbowałam odgonić napływające do oczu łzy.
– Nie da się, ale gdybym wiedziała, gdybym... – zająknęłam się. – Gdyby złapano sprawców i zapłaciliby za to, co zrobili, to z pewnością zaznałabym trochę spokoju, a tak, nawet boję się tam jeździć, bo nie wiem, czy... – Zadrżałam i ścisnęło mnie w gardle.
– To znaczy, że... nadal mogą tam mieszkać? – zapytał z niepokojem, po czym odsunął mnie, żeby się podnieść. – Jak to możliwe? – dodał i spojrzał na mnie rozszerzonymi oczami, opierając głowę o ramę łóżka.
Był wyraźnie poruszony i zaczęłam żałować, że w ogóle zaczęliśmy o tym rozmawiać.
– Normalnie. Nikt za to nie odpowiedział, a początkowo to nawet sądzono, że sama sobie to zrobiłam. Nikt wówczas nie chciał mi wierzyć, bo byłam w traumie i miałam tylko dziewięć lat, ale jak moja matka powiedziała, byłam już starą krową. – Zaśmiałam się gorzko.
– Tak ci powiedziała?
– Hmmm... Jeszcze nie znasz mojej matki, ma naprawdę paskudny charakter, ale jak podejrzewam, wszystkim dookoła mydli oczy. Ma do tego talent – skwitowałam.
– Nie wydaje się taka... – odparł zaskoczony.
– To ona mi powiedziała o tym drugim zdarzeniu. Niedaleko, w innej wsi ktoś zamordował dziewczynkę, dlatego mnie wezwano, bo podobno okoliczności były bardzo podobne do mojej sprawy, tak samo, jak miejsce morderstwa. Wyobrażasz sobie? Po tylu latach nikt się tym nie interesował, aż tu nagle ktoś morduje dziecko i biorą mnie na widelec... Naprawdę... czasami... naprawdę żałuję, że udało mi się z tego wyjść...
O wymalowanym na piersi dziewczynki imieniu, wolałam już nie wspominać.
Zsunął się z powrotem na poduszkę i przygarnął mnie do siebie.
– Nie opowiadaj głupot, to nie była twoja wina, poza tym... jesteś moją ulubioną Kaczuszką i nie chcę już więcej czegoś takiego słyszeć. – Pociągnął mnie za kucyk i zdjął z niego gumkę. – Słyszysz, co to ciebie mówię? – Potrząsnął mną lekko, na co się zaśmiałam.
– Strasznie poważnie to zabrzmiało, mam się bać? – Uniosłam głowę i chwyciłam go za usta, wykrzywiając je w „rybkę".
– Łeeejj... – wybełkotał i drugą ręką chwycił mnie za włosy.
– Coś mówiłeś? Spod jakiego znaku jesteś? – zapytałam, uwalniając go.
– Rak, a ty?
– Ryby.
Zamilkliśmy oboje, a potem całe napięcie ze mnie zeszło i nawet nie wiedziałam, kiedy znalazłam się na nim...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz