sobota, 13 sierpnia 2016
Jastrzębie - Rozdział 13.
Byłam tchórzem i nie miałam odwagi zadzwonić do matki. Nie sądziłam, że tak będzie. W dodatku zaczęłam mieć również żal do Młodego. Najpierw zapewniał mnie, że nadal chciał się spotykać, a potem wywinął mi taki numer. Nie mogłam zrozumieć, że pojechał rozbijać się po osiedlu i narobił sobie kłopotów.
„A może spuścili mu łomot i wstydził się pokazywać?" – zaświtało mi w głowie.
„Z koleżanką nie wstydził się prowadzać po mieście, więc pudło" – dodałam w myślach. Wiedziałam, że to głupie i choć buzowały we mnie mieszane uczucia, to i tak za nim tęskniłam. Za jego uśmiechem z dołeczkami, za zapachem i spojrzeniem młodego wilka. Ech...
Zasrany poniedziałek.
...
– Byłyśmy z kuzynką za miastem na takich wiejskich baletach, ale było nawet fajnie – pochwaliła się Kaśka.
– To fajnie – mruknęłam pod nosem, gapiąc się w telefon.
– A jak tam wy? Pogodziliście się w końcu czy nie?
– Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytałam, zerkając na nią kątem oka.
– Tak tylko pytam, a skoro u niego byłaś, to pomyślałam, że jest już po sprawie. Wcześniej wyglądałaś na zadowoloną, a teraz patrzeć na ciebie nie można. Zrobiły ci się o takie... – urwała, podchodząc do mnie z naciągniętymi powiekami. – Taaakieee wooory pod oczaaami – jęknęła, wykrzywiając dodatkowo usta. – I... o tak ci się cycki opuściłyyy... – wymamrotała jak zombie, obciągając sukienkę na piersiach, na co po chwili obie się roześmiałyśmy.
– Zwariowana jesteś – podsumowałam ją w żartach, ale to było miłe z jej strony i chyba każda dobra koleżanka próbowałaby rozweselić drugą w takiej sytuacji.
– A ty się niepotrzebnie ciągle dręczysz – odparła.
– Mam ochotę go udusić – mruknęłam i odłożyłam w końcu telefon.
– Jeszcze będziesz miała niejedną okazję. Zobaczysz, wszystko się rozejdzie po kościach i zapomnicie o kłótni – powiedziała to w taki sposób, jakby to zależało od niej.
– Wątpię. Jest za młody na pakowanie się w życie kogoś takiego jak ja. – skwitowałam i opuściłam nos na kwintę.
– Masz za mało wiary w siebie, dziewczyno.
...
Po pracy poszłam prosto do domu i gdy stanęłam przed kamienicą, ponownie ogarnął mnie smutek. Sprawdziłam skrzynkę i między ulotkami znalazłam awizo. Matka jednak miała rację. Spojrzałam na zegarek w komórce, po czym pognałam z powrotem na pocztę.
Pełna obaw tuż za ciężkimi drzwiami poczty, o które się oparłam, rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać, nie wierząc własnym oczom. „Dlaczego oni mi to robią...?" – omal nie krzyknęłam na głos, ale powstrzymało mnie parkujące obok auto.
– Róża? – Usłyszałam swoje imię, zaraz po trzaśnięciu drzwi.
Uniosłam wzrok znad świstka i wytrzeszczyłam oczy jeszcze bardziej, nie mogąc dopasować ani głosu, ani wyglądu twarzy do znajomych mi osób.
– Szalona dziewczyna... – Pokręcił z niedowierzaniem głową wysoki brunet o jasnych oczach, a potem okrążył auto i ruszył centralnie na mnie.
„Je zu, co za wstyd!". „Kim jesteś, o przystojny menczyzno?" – zarechotał, pobudzony złośliwiec.
– Daj mi pięć minutek... – powiedział, zatrzymując się przy drzwiach. – Tylko się nie zgub. – Wymierzył we mnie palec, po czym szybko za nimi zniknął.
– O w mordę... – mruknęłam pod nosem, wciskając do torebki kopertę.
Miałam ochotę dać dyla. Oczywiście dałabym, gdybym miała więcej rozumu, ale „menczyzna" zaintrygował mnie i nadal zachodziłam w głowę, skąd do diabła mnie znał? Coś mi zaświtało i powoli zaczęłam dopasowywać szczegóły z imprezy u Basa.
Towarzysz z sobotniego wieczoru, czyli kolega Mateusza, Piotra kelnera i Roberta solenizanta, który tamtej nocy też stracił kontakt z rzeczywistością. O ile dobrze kojarzyłam, to był Maciek. Świadek mojego godnego pożałowania sczochrania i wybawiciel, dzięki któremu bezpiecznie powróciłam do domu. To musiał być on, aczkolwiek niezbyt wyraźnie pamiętałam jego twarz. Cud w ogóle, że zapamiętałam imiona. Wstyd do kwadratu.
Odeszłam kawałek od wejścia i zapaliłam papierosa. Bardzo rzadko mi się zdarzało, że po jednym „spotkaniu" ludzie rozpoznawali mnie na ulicy. Nie wiedziałam, czy mam się z tego powodu cieszyć, czy załamać. Mógł mnie przecież zapamiętać tylko ze względu na ostry „pociąg" do „U-bootów", których za chiny w życiu już nie tknę, nawet gdyby to był ostatni drink na Ziemi. Przysięgam!
Dopaliłam papierosa i znowu miałam ochotę zwiać, ale raptownie drzwi się uchyliły i wypadł z nich uśmiechnięty Maciej.
– A byłem pewien, że nie będziesz czekała. – Wyszczerzył się jeszcze szerzej i musiałam wyglądać dziwnie, wlepiając tak w niego wzrok, bo nagle uśmiech z jego twarzy zniknął, a on podszedł do mnie sprężystym krokiem i lekko pochylając głowę, spojrzał na mnie ze śmiertelną powagą. – Wszystko w porządku?
– Tak, tylko...
„Czy ja się kurwa mać czerwienię?" – myślę sobie, czując pieczenie na twarzy.
– Przepraszam, nie poznałam cię... – wybełkotałam, nerwowo ściskając torebkę.
„No idiotka jak nic!". „Pożegnaj się grzecznie i sio do domu!".
– Heh. – Westchnął z uśmiechem, a potem wyprostował się i przeniósł wzrok na auto. – Nic nie szkodzi, ważne, że ja cię poznałem. Masz ochotę na małą kawkę? – zapytał niespodziewanie, po czym ponownie zaczął świdrować mnie tymi jasnymi oczami, a ja zastanawiałam się, o co tak naprawdę mu chodzi.
– Właściwie, to spieszę się do domu. Jestem po pracy i padam z nóg – Próbowałam się tłumaczyć.
– Mała kawka i odwiozę cię, słowo – oznajmił z uporem.
Normalnie, gdybym była nabzdryngolona, to pewnie rzuciłabym się na niego z wdzięcznością, ale teraz czułam się dziwnie skrępowana. Na trzeźwo, zawsze było inaczej i o wiele trudniej.
– Nie proszę dwa razy... – ostrzegł, groźnie marszcząc ciemne brwi.
– Właśnie poprosiłeś – stwierdziłam i nieco się ociągając, przeszłam przez chodnik, a następnie zatrzymałam przy aucie od strony pasażera.
– Cwaniara – mruknął pod nosem, mierzwiąc w pośpiechu kędzierzawe włosy.
...
Miała być tylko kawa, ale Maciek okazał się podstępnym typem, który chciał mnie utuczyć w jeden wieczór. W dodatku był dowcipny, lubił zabawę i... no niestety był świeżo po rozstaniu. Jak na trzydziestodwulatka prezentował się naprawdę super „świeżo" i jego była albo musiała być rasową suką, albo to były tylko pozory i Maciek posiadał swoją ukrytą „mroczną" stronę, której niestety w tak krótkim czasie nie byłam w stanie wyniuchać. Ten facet nawet nie klął!
– Bo wiesz... – Zmrużył oczy i pochylił się nad stolikiem. – To dziwnie wyglądało z punktu widzenia faceta. Oczywiście nie uogólniam, ale większość moich znajomych tak ma – tłumaczył z powagą. – Pojawiłaś się na horyzoncie taka ładna, delikatna dziewczyna i aż chciało się ciebie, eee... no wiesz, a potem po drugim piwie, nagle otworzyłaś usta i zaczęłaś bluzgać na Mateusza. Wtedy wszystko opadło, bo biedny tak się tym przejął, że kazał wszystkim się rozejść i zakończył imprezę. Robert by załamany, bo to były jego pierwsze urodziny w kraju od pięciu lat... – wyjaśnił zrezygnowany i ukrył twarz w złożonych rękach.
Przez chwilę czułam się dziwnie i dopadły mnie wyrzuty sumienia. Rzucałam mięsem, oczywiście, ale nie non stop i nie bez przyczyny. Jak byłam ostro wkurwiona, to nie było „przebacz". Zerknęłam na niego i zauważyłam, że podglądał mnie przez palce. Jego ramiona zaczęły drżeć, a moja noga sama wystrzeliła i szturchnęła go pod stolikiem.
– Wiedziałam, że sobie jaja robisz. – Chciałam dosięgnąć go ponownie, ale się odsunął.
– Szkodda... – parsknął. – Szkoda, że nie widziałaś swojej miny. – Śmiał się, aż zwilgotniały i pociemniały mu oczy.
– Tak, śmiej się ze mnie...
– Wiesz, że jak się tak zamyślasz na poważnie, albo kiedy się denerwujesz, to układasz usta w taką kaczuchę? – oznajmił i nieznacznie wydął wargi.
– Wariat... – Z ust wyrwał mi się cichy chichot.
„No super porównanie" – miałam ochotę zaklaskać. Musiałam jednak przyznać, że miło spędziłam ten wieczór i dużo nie brakowało, a całkowicie zapomniałabym się w towarzystwie „nowego" kumpla.
– Nie wiem jak ty, ale ja będę się zbierała. – Przeciągnęłam się lekko i podciągnęłam dekolt sukienki, który za bardzo odsłonił moje ramię.
Oczywiście Maciek podążył łakomym wzrokiem za tym gestem, ale już nie czułam się przy nim specjalnie skrępowana. Z chęcią posiedziałabym, gdyby to była sobota albo niedziela, ale kogo ja oszukiwałam? Ciągle myślałam o tym głupku i przez cały pobyt w knajpie ukradkowo zerkałam na telefon.
– Tak, masz rację. Też bym musiał... – Przeciągnął się również i tym samym dał mi krótki pokaz swoich mięśni. – W tę sobotę też przyjdziesz do „Wuja"? – zapytał niby mimochodem.
– Nie wiem, ale chyba nie. To jednak nie moje klimaty. Za dużo tam dzieciarni – odpowiedziałam, po czym dopiłam resztę coli i włożyłam telefon do torebki.
– Wpadnij, chociaż po kurtkę albo zadzwoń, to ja wpadnę po ciebie – zaproponował, przyglądając mi się nieco dłużej.
To spojrzenie mogło obiecywać wiele, ale nie chciałam dawać mu nadziei. Był miły i potrafił mnie rozśmieszyć, ale jako kumpel i nikt więcej. W moim sercu nie było już miejsca i co najważniejsze, nie czułam tej „chemii", której się spodziewałam.
– Mam syna – wyleciało z moich ust, zanim zdążyłam pomyśleć.
– Ja też – wypalił szybko, wykrzywiając się dziwnie. – Jest z moją byłą na wakacjach – dodał dla wyjaśnienia i tym samym zbił mnie z tropu.
– Mój...
„No cwaniaro, wyduś to, skoro zaczęłaś" – zagryzłam wargę i zaczęłam mocować się z nim na spojrzenia.
– Mój jest w domu dziecka – wyznałam cicho i chwyciłam torebkę. – Dziękuję za kolację, trzymaj się. – Podniosłam się z siedzenia i szybkim krokiem opuściłam knajpę jak tchórz.
Nie martwiłam się rachunkiem, bo Maciek zapłacił za nas zaraz po zamówieniu. Kręciłam się chwilę, zapominając jak wyjść z tej przeklętej alejki, bo nagle zamiast na ulicę, trafiłam do kącika dla palaczy. Zawróciłam więc i zobaczyłam Maćka. Stał przy wyjściu i czekał na mnie.
– Co to było? Tam przy stoliku? – zapytał ze śmiertelną powagą.
– Nic, po prostu... – zamilkłam i opuściłam wzrok.
– Myślałaś, że będę cię oceniał?
– Nie, ale nie jestem z tego dumna i nawet nie wiem, po co ci to powiedziałam. Samo mi wypadło tak jakoś – wyjaśniłam i wyminęłam go, podążając w odwrotnym kierunku niż ten, gdzie zaparkowane było jego auto.
– Obiecałem, że cię podwiozę. – Usłyszałam za plecami i zrobiłam w tył zwrot.
– Nie jest tak późno i w dodatku mieszkam blisko, więc się przejdę, ale dzięki. Dzięki za wszystko. – To powiedziawszy, czmychnęłam za rząd zaparkowanych dalej samochodów, przebiegłam na drugą stronę ulicy i po chwili znalazłam się za rogiem.
Dopiero wówczas zwolniłam kroku i wyciągnęłam z torebki papierosy. Ponownie zagubiłam się w myślach, bo jak na złość w każdej był tylko On.
„Stara a głupia" – podsumował agresor.
...
Kiedy minęłam skrzyżowanie i zbliżyłam się do kamienicy, w nikłym świetle latarni dostrzegłam zgarbioną postać stojącą nieopodal wejścia. Moje serce zaczęło wariować, a gardło zacisnęło się, więżąc jego niewypowiedziane imię. Nogi same nabierały tempa, ale nagle poddały się, gdy z kamienicy wyszła jakaś starsza kobieta i oboje odeszli w przeciwnym kierunku.
Co za paskudne uczucie. Miałam ochotę wrzasnąć na swoją głupotę i walnąć głową o mur. Oto co się ze mną działo...
...
Leżałam w ciemnościach i w duchu drwiłam sama z siebie. Dręczyłam się, a on pewnie nigdy nawet w połowie nie czuł tego, co ja.
Fikuśna bielizna, którą zaczęłam nosić raczej na próżno, uwierała mnie i było mi niewygodnie. Wstałam i pozbyłam się jej, kładąc się z powrotem w samej koszulce. Owinęłam nogi wokół kołdry i zasnęłam z telefonem na poduszce.
Było grubo po dwunastej w nocy, kiedy otworzyłam oczy i zerwałam się, nasłuchując odgłosów. Nie miałam pojęcia, czy były prawdziwe, czy tylko mi się wcześniej przyśniły. Po kilku minutach ciszy wyskoczyłam z łóżka, podeszłam do okna i spojrzałam w dół na ulicę przed wejściem.
Okazała się pusta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz