Strona główna

sobota, 13 sierpnia 2016

Jastrzębie - Rozdział 14.



Wtorek zapowiadał się jeszcze gorzej niż poniedziałek po ciężkim imprezowaniu. Nie wyspałam się, a w pracy podczas sprzedaży letniego trencza i bluzki, wydałam klientce za mało reszty. Na szczęście była miła, nie robiła problemu i pożegnała się z uśmiechem. Gdyby to widziała Ilona, zaraz dostałabym opieprz i to w dodatku przy kobiecie.

Opadłam na krzesło jak struta i gapiłam się na komórkę. Kaśka wyszła po hamburgery pół godziny temu na sąsiednią ulicę i przepadła. Czekałam jeszcze kilka minut i w końcu zadzwoniłam do niej zniecierpliwiona.

– No gdzie jesteś? Co tak długo?

Mieli zamknięte, więc poszłam na deptak. Zaraz wracam, czekam tylko, aż zapakują... – W tle usłyszałam parsknięcie i czyjś niewyraźny męski głos.

– Na jednej nodze dziewczyno, bo jak szefowa wpadnie i ciebie nie będzie, to zgadnij komu urwie głowę?

Ona je odgryza – Zaśmiała się, mrucząc coś niezrozumiale i domyśliłam się, że jest z nią Kacper. 



– Zgadnij co? – Kaśka wpadła zdyszana z jedzeniem i pomachała torbą, niczym ksiądz kadzidłem w kościele, roznosząc przy tym cały zapach.

– Co? – Spojrzałam na nią, a potem na torbę i z głodu ścisnęło mnie w żołądku. – Chodź, na zaplecze.

Usiadłyśmy przy stoliku i zabrałyśmy się za jedzenie.

– No? Oświecisz mnie w końcu, czy nie? – zapytałam z pełną buzią.

– Tylko się nie złość, bo nie wiem jeszcze, kto jest sprawcą. – Posłała mi ponure spojrzenie, na co mnie ze zdenerwowania od razu stanął kawałek bułki w gardle, więc szybko popiłam colą, żeby się nie zadławić.

– Je zu, wyduś to w końcu. W ciąży jesteś, czy co? – Zażartowałam, a ona zamarła z hamburgerem kilka centymetrów przy ustach.

– Nie ja, tylko Natalia – wypaliła i ugryzła spory kęs.

– Jaka Nata...? – Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy i miałam wrażenie, że zaraz pocieknie uszami.

– Podobno była u ginekologa, a to akurat znajoma mojej mamy ze szpitala. Natalia chodziła z jej córką do szkoły i ploty, już powoli się rozchodzą po osiedlu, wiesz?

– Myślisz, że...

– Nie wiem, nic nie myślę, tylko mówię, co słyszałam – weszła mi w słowo. – Jedni mówią, że to Sebastian, a drudzy, że taki Rafał z sąsiedniego osiedla, z którym ona teraz się prowadza. Obaj przecież być nie mogą, co nie?

– To znaczy, wie, że jest, tylko nie wie z kim? A ta lekarka, nic więcej nie powiedziała? – wymamrotałam nieskładnie, nadal nie mogąc uwierzyć, że Młody...

„A coś ty myślała?" „Że jak Młody, to nie wojuje?" – dogryza mi mózgojeb.


– No wiesz, pewnie wie, ale tylko ona, lekarka, no i matka Natalii – wyjaśniła, spoglądając na mnie spod byka.

– Ja pierdolę... – jęknęłam pod nosem.

– Lepiej się zabezpieczaj – wypaliła, po czym oblizała pazury i wyciągnęła spomiędzy zębów kawałek sałaty, na co od razu mnie zemdliło. – No wiesz, też byłam ciekawa i nawet chciałam się wypytać tej córy od „Gieni", ale ona to taka sama jak Natalia, „wyżej sra, niż dupę ma" – skwitowała na koniec.

Szybko przypomniałam sobie dziewczynę, którą widziałam z Sebastianem...

Biała bejsbolowa czapka i bujający się z tyłu ciemny kucyk.

– A ta Natalia, to jak wygląda? Jest w twoim wieku? Fajna jakaś? – zapytałam mimochodem.

– Czy ja wiem? Młodsza ode mnie o rok, trochę wyższa i grubsza. Blondynka, ale taka niezbyt jasna. Często siedzi u dziewczyn w tym szmateksie na rogu. Wczoraj nawet ją widziałam, bo często zostają dłużej, ale nie zachodziłam tam. Kacper nie lubi łazić po takich sklepach. – Uśmiechnęła się krzywo. – On to tylko muzyczny albo biblioteka – marudziła, po czym zgniotła folię i wrzuciła opakowanie to reklamówki.

– Kur... – Miałam ochotę bluzgnąć na głos.

– Spokojnie. Na twoim miejscu bym się nie martwiła. Ten Rafał to starszy gość i nie wygląda mi na takiego, który bawi cudze dzieciaki. – Próbowała mnie pocieszyć, ale ja już miałam w głowie swój własny scenariusz.

– Sama mówiłaś, że nie wiadomo...

– Bo nie wiadomo. Mama też nic więcej nie wie. Powiedziała mi tylko, że nawet ojciec dziecka jeszcze niczego nie wie. – Spojrzała na mnie znacząco.

...

Po pracy poszłam z Kaśką na jej osiedle, odzyskać skasowane SMS-y. Mały osiedlowy biznesik prowadził starszy facet, który do pomocy zatrudniał dwóch chłopaczków mniej więcej w wieku Młodego. Właściwie, to nie był zupełnie serwis, tylko sklep z używanymi telefonami, częściami oraz akcesoriami typu: etui, smycze i tym podobne.

– Nie wiem, ile to potrwa. – Mężczyzna obejrzał pobieżnie mój telefon i zawołał pomocnika.

– Piotrek? Ile zajmie ci odzyskanie danych z karty?

Z zaplecza po chwili wyłonił się średniego wzrostu brunet z małym irokezem. Puścił oczko do Kaśki, a mnie rzucił krótkie spojrzenie.

– Nie wiem, to zależy. Najpierw musiałbym sprawdzić, gdzie w ogóle zostały zapisane. Na karcie czy w telefonie – odpowiedział szczegółowo.

– To weź i sprawdź. – Podał mu telefon.

Piotrek zabrał komórkę i zniknął z powrotem na zapleczu, a ja postanowiłam w tym czasie wyjść na fajkę.

– Pamiętaj... – mruknęła konspiracyjnie Kaśka. – Jak ci powie, że nie można odzyskać, to od razu łap za fona i chowaj. Ostatnio facet ich trochę z zapłatą wykiwał i jakby się dowiedział, że dla znajomych robią za darmo, to by ich wywalił – wyjaśniła, Kaśka.

– Serio? – Wydmuchałam dym i w tym czasie podleciał do nas jakiś biały pudel, a za nim podążał wysoki półłysy mężczyzna w krótkich spodenkach i niebieskim podkoszulku z „łyżwą".

– Na serio. Facet ni w ząb się nie zna na komórkach, on tylko handluje i na kasę patrzy... – urwała i odwróciła się plecami. – Uwaga, mój tata idzie – jęknęła półgębkiem.

– Cześć tato, mama już w domu? – Kaśka wzięła pupila na ręce, a ten polizał ją, a potem wbił we mnie ciemne oczyska i zaczął cicho powarkiwać.

– Dzień dobry – przywitałam się grzecznie.

– Cześć i dobry, dobry – odpowiedział lekko zakłopotany. – A ty nie powinnaś już być? – zwrócił się do Kaśki podejrzliwie, ale po chwili uśmiechnął się i od razu się rozluźniłam.

– Zaraz będę, mamy tylko mały interes do załatwienia – odpowiedziała i puściła psa.

– Dorota siedzi sama od pół godziny – oświadczył, na co Kaśka nagle dostała małpiego rozumu.

– Kurczę, zapomniałam, że to dzisiaj... – jęknęła, uderzając się lekko w czoło.

– Leć, dam sobie radę. – Zareagowałam natychmiast, nawet nie pytając, o co chodzi.

– Na pewno?

– Jasne – Zgasiłam papierosa. – Pokazałaś mi gdzie, co i jak. Dzięki za pomoc. – Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.

W sklepie wisiał mały telewizor, był ustawiony na kanał MTV Classic. Porozglądałam się chwilę, po czym usiadłam na jedynym krześle, jakie wystawione było dla klientów i przy okazji przyłapałam drugiego chłopaczka na gapieniu się. Uśmiechnęłam się lekko, na co on zanurkował zawstydzony gdzieś pod ladą. Po kilku minutach do środka wpadło dwóch wyrostków z gimnazjum. Przywitali się z facetem, po czym śmignęli pod ladą i zniknęli na zapleczu. Facet nic sobie z tego nie robiąc, dalej czytał jakieś czasopismo.

Do głowy wpadło mi, że musiała się tu odbywać niezła paserka. Większość telefonów była używana, a niektórych nawet nie było, tylko wisiały ich same obudowy z napisem „Na zamówienie". Ceny też mieli kosmiczne.

„Jak to dobrze, że niedługo kończyła mi się umowa i będę mogła wymienić swój stary telefon na jakiś nowy, lepszy model" – pomyślałam uradowana.

– Przykro mi, ale nie jestem w stanie pomóc. – Usłyszałam i zerwałam się z krzesła.

– Trudno. – Przybrałam lekko zawiedziony wyraz twarzy i podeszłam do lady.

– Najbezpieczniej zmienić w ustawieniach, żeby zapisywał na karcie – polecił i podał mi telefon.

Otrzymałam od Piotrka potajemne „oczko" i wpakowałam komórkę do torebki.

– Tak zrobię. To nic, dziękuję za fatygę i do widzenia. – Pożegnałam się i nie czekając ani sekundy dłużej, wyszłam stamtąd szybkim krokiem.

Między blokami na niewielkim skwerku siedziała jakaś zakapturzona gównażeria. Kłócili się o coś, a że nie miałam ochoty stać się przypadkowym „obiektem" ich głupoty, szybko zawróciłam. Przeszłam wzdłuż niewielkiego bazarku, a potem przebiegłam przez pasy i zatrzymałam się na przystanku. Byłam ciekawa, jak spisał się kolega Kaśki. W sprawach telefonów, tak jak komputerów, nie było co się czarować, ale też byłam tępa jak noga stołowa.

Zapaliłam papierosa i zaczęłam przeglądać wiadomości.

„Złoty chłopak" – uśmiechnęłam się pod nosem na widok moich „perełek". W tym momencie poczułam się tak, jakby Sebastian siedział tuż obok mnie. Po chwili jednak zeszłam na ziemię, kiedy syczący i cuchnący spalinami autobus podjechał na przystanek.

Pech chciał, że podniosłam wzrok i ujrzałam jego widmo wypadające przez drzwi, a zaraz za nim tę samą dziewczynę w białej czapce.

„Jakie widmo, idiotko?". „To on we własnej osobie!".

To był impuls i wszystko działo się błyskawicznie. Chwyciłam torebkę i pognałam do tylnych drzwi, omal nie skręcając nogi na pierwszym stopniu. Autobus ruszył i potrząsnął mną, aż zachwiałam się na obcasach.

Zerknęłam przez tylną szybę i zauważyłam, że dziewczyna równie zaskoczona, jak Młody spoglądała w moim kierunku. Odwróciłam się zdyszana i usiadłam, czekając na rychły zawał.

„Boże, najpierw dajesz mi nadzieję, a potem kopa w dupę" – zamknęłam oczy i naprawdę poczułam się jak skończona idiotka.

...

Jutro zobaczysz. Jak ci się spodobają i będziesz takie chciała, to mogę ci załatwić. Koleżanka ma praktyki i dorabia sobie na boku. Jeszcze nikomu nie spaprała i wyglądają jak z salonu, a kosztują prawie połowę taniej...
Słuchałam trajkotania Kaśki, ale wyłącznie przez grzeczność, bo nie w głowie mi były teraz żadne pasemka. Byłam zła i powoli miałam dość tej udręki.

Dobra, widzimy się jutro. Uciekam, bo jeszcze muszę pranie zrobić. Trzymaj się.

– No, pa. Do jutra. – Pożegnałam się i rozłączyłam.

Przez moment gapiłam się w ciemny wyświetlacz i miałam ochotę wyskoczyć do Żabki. Tylko cudem się powstrzymałam i zrobiłam coś zupełnie innego, ale jeszcze za wcześnie było wyrokować, czy będę gorzko tego żałowała.

„Czy wspominałam już, jaka ze mnie żałosna dupa?".

Było pięć minut po dwudziestej pierwszej. Jeszcze nie wiedziałam, czy coś z tego będzie, ale otworzyłam szafę, przerzuciłam wieszaki i wyciągnęłam małą „pamiętną" czarną. Rozebrałam się i popędziłam do łazienki szybko się „opłukać".

Wróciłam odświeżona, ubrałam stanik, do którego włożyłam z powrotem wkładki i wcisnęłam na tyłek moje ulubione, bezszwowe i laserowo wycinane „niewidoczne majcioszki". Wbiłam się w sukienkę, rozpuściłam włosy i porządnie je wyszczotkowałam. Na koniec pobiegłam z powrotem do łazienki po odrobinę mgiełki Chanel Mademoiselle i pociągnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem. To tyle, jeśli chodzi o moje super-hiper przygotowanie na spotkanie z facetem.

Zabrałam telefon z pokoju, ubrałam szpilki i ciężko dysząc, poszłam do kuchni zapalić.

Wybrałam z kontaktów numer mojego „nowego" znajomego i przez chwilę hipnotyzowałam małą ikonkę zielonej słuchawki.

„Dlaczego miałam się dręczyć przez kogoś, kto najwidoczniej już o mnie zapomniał, jak mogłam miło spędzić czas z kimś, komu ociupinkę na mnie zależało?" – zapytałam w myślach i w końcu zdecydowałam się zadzwonić do Maćka.

„Nie, nie omsknął mi się palec" – chciałam tego.

...

– Dlaczego nie chcesz pojechać do mnie? Nie gryzę, mieszkam sam i nawet mam kota – oznajmił wesoło, rzucając mi krótkie spojrzenie, po czym wyłączył muzykę i w samochodzie słychać już było tylko mruczenie silnika.

Nie bardzo wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Nie miałam też zamiaru udawać nieprzystępnej cnotki, bo tak naprawdę, to liczyłam, że tej nocy w końcu zaliczę dobry seks, ale jak na złość, przeszkodziły mi znowu parszywe wyrzuty sumienia. Maciek był naprawdę super i nawet dziwiłam się, że znalazł dla mnie czas, jednak nie czułam tych „iskier", nie kołatało mi serce, gdy na niego patrzyłam, choć był miły dla oka. Nie wspominając już o tym, że do dzisiaj w ogóle o nim nie myślałam.

„A odkąd to zaczęłaś brać to pod uwagę?" „Wcześniej nie przeszkadzało ci, po kim bezwstydnie skakałaś" – brzęczał prowokator.

– A może skoczymy do kina? Mamy piętnaście minut, bo seans zaczyna się o dwudziestej drugiej – odezwał się ponownie.

Nadal milczałam i naprawdę podziwiałam jego cierpliwość do mnie. Jak na złość przed oczami stanęła mi „zbębniona" Natalia.

„Śmiało, wyżyj się". „Kiedy ostatnio było ci dobrze?" – zacisnęłam zęby i miałam dość tego pieprzonego smęcenia i czekania.

– Jedźmy do ciebie, skoro nalegasz – powiedziałam w końcu, wbijając wzrok w przednią szybę.

...

Po drodze do Maćka zatrzymaliśmy się pod KFC i prawie przed zamknięciem udało mu się zamówić dwa kubełki pikantnego kurczaka z frytkami. Wyszłam pierwsza i jak się okazało, tego dnia chyba miałam pecha do kwadratu, bo w oko wpadł mi stojący niedaleko czarny i dobrze mi już znany motor. Ukradkiem rozejrzałam się dookoła i dosłownie czułam jego obecność i nie myliłam się. Zauważyłam go na tyłach. Siedział z kolegą, a na stoliku leżały ich kaski.

„Czy czasami nie powinien jeszcze „pucować" się w swoim warsztacie?" – zauważyłam złośliwie w duchu.

Koło nich kręciła się i sprzątała jakaś dziewczyna z „kurczakowej" załogi. Kiedy Jacek niespodziewanie odnalazł mnie wzrokiem, czmychnęłam do samochodu, na co Maciek nie wiedząc, o co chodzi, zajrzał przez szybę i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

– Co jest?

– Wypiłam za dużo kawy i muszę do kibelka. Jedźmy już – ponaglałam.

Wpakował torbę z jedzeniem na tylne siedzenie i gdy wreszcie ruszyliśmy, poczułam dziwną satysfakcję. Miałam gdzieś, co sobie tamten pomyślał, ale musiałam przyznać, że te zbiegi okoliczności dały mi trochę do myślenia.

– Jest dobrze? Wytrzymasz?

– Twarda ze mnie sztuka. – Uspokoiłam go i oderwałam wzrok od bocznego lusterka.

– To się okaże – mruknął zagadkowo, by nie powiedzieć „obiecująco".

„Oho, no popatrz, jak trafiłaś i jaki z niego wojownik" – zadrwił prześladowca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz