Strona główna

niedziela, 14 sierpnia 2016

Jastrzębie - Rozdział 20.



Co to oznaczało? Dlaczego tu był?

Patrzyłam, jak podchodził i przez chwilę bałam się nawet spojrzeć mu w oczy. Zostawiał duże mokre ślady na zakurzonej podłodze, zadeptując moje mniejsze.

– Nie płacz... – ukucnął przede mną i oparł ręce na moich ramionach. – Co mam zrobić...? – zapytał po chwili i tym pytaniem, dosłownie odgonił ode mnie wszystkie mroki.

Pociągnęłam nosem i otarłam twarz, żeby widzieć go dokładnie, żeby upewnić się, że to nie były jakieś figle mojej chorej wyobraźni.

– A co chcesz robić? – szepnęłam, połykając szybko powietrze, wciąż targana wcześniejszym wyciem.

– Nie chcesz tego wiedzieć... – odpowiedział zagadkowo, patrząc na mnie pociemniałym wzrokiem.

„O Boże... chcę!". „Jak jasna cholera, chcę..." – cisnęło mi się na usta, gdy poczułam pulsowanie w podbrzuszu". „Idiotko, masz okres, jak to sobie wyobrażasz?" – szybko zganiłam się w myślach.

– Jestem...niedysponowana – oznajmiłam cicho, robiąc kwaśną minę.

– Eeee... chyba nie myślimy o tym samym. – Lekki uśmiech zmiękczył jego rysy twarzy.

„Ups". „No to dałaś kolejną plamę, idiotko" – zbeształam się w duchu.

– Boże... o czym ja w ogóle myślałam, to znaczy, nie myślałam o tym, tylko myślałam... – zaczęłam się tłumaczyć, ale on nagle chwycił mnie i pociągnął w górę.

Worek pode mną zaszeleścił i trzasnęły stawy. Zanim zorientowałam się, dokąd mnie prowadził, pocałował mnie, a potem ściągnął z łóżka prześcieradło i po chwili pacnęłam głową i tyłkiem o materac. Wciąż obejmował mnie w pasie, nie pozwalając swobodnie opaść na plecy. Dopiero gdy poczułam na sobie jego mokre spodnie, wcisnął pod moją głowę okrągły wałek służący za zagłówek i ułożył mnie płasko pod sobą.

– C...co chcesz...zrobić? – Zaniepokoiłam się, bo seks w tym stanie nie wchodził u mnie w grę.

CHOLERA!

Nie dość, że byłam skrępowana i dużo nie brakowało, a czmychnęłabym do drugiego pokoju, to jeszcze wcześniejsza sytuacja nie do końca ze mnie wyparowała. Oczywiście chciałam go jak szalona, ale...

– Rozluźnij się... – mruknął, przerywając moją wewnętrzną bitwę i odgarnął na bok moje włosy. – Powiedziałaś, że coś poczułaś...

„Je zu, tylko nie to..." – dałam sobie mentalnego kopa prosto w mózg.

– Ja naprawdę mam... Jestem brudna... – wypadło z moich ust i momentalnie poczułam gorąco na policzkach.

– Jesteś głupiutka – szepnął, zaczynając powoli rozpinać górę od mojej pidżamy... – Nie przeszkadza mi to ani trochę. – Uśmiechnął się i pochylił jeszcze niżej.


„Boże, co teraz?". „Nie chciałam w ten sposób, nie w okres do jasnej cholery!" – zawyłam, kiedy sięgnął do swojego paska, a następnie pozbył się spodni i koszulki.

– C...co chcesz...? – Usłyszałam mój spanikowany głos.

– Chcę to zobaczyć, pokaż mi... – odpowiedział spokojnie.

– Co takiego? – pisnęłam zaskoczona, czując jego zimne palce na moim rozgrzanym brzuchu.

– Jak to robisz... – Ułożył się na boku, oparł na łokciu, a drugą ręką zaczął majstrować przy tasiemce moich spodni.

„Bądź kobietą!". „Pokaż mu, nie jesteś już małą dziewczynką... dawaj, skoro tak ładnie prosi". „To będzie krótka jazda, nie daj się dłużej prosić..." – zachęcał diabeł i zaczęłam się obawiać, że za chwilę krew zacznie się we mnie gotować i dostanę krwotoku.

– Ale, co mam pokazać, bo nie wiem. – Udawałam nieświadomą, ale marnie mi szło.

– Dobrze wiesz. – Zakołysał całym materacem i po chwili ponownie znalazł się nade mną. – Będzie dobrze, rozluźnij się... – kusił mnie swoim głosem, po czym sięgnął do zapięcia z przodu stanika i jednym pstryknięciem mnie z niego uwolnił. – Proszę... – Pochylił się i sama już nie wiedziałam, kto wypowiedział ostatnie słowo.

Zacisnęłam powieki, głośno wyrzucając z ust powietrze, gdy tylko poczułam na piersiach jego gorący oddech, a potem język. Moja ręka automatycznie powędrowała w dół...

„Niech się dzieje, co chce" – pomyślałam i „pojechałam".

Na drżących ramionach podniósł się jeszcze wyżej, wsunął kolano między moje nogi i wtedy do zabawy dołączyła moja druga ręka...

„Boże, niech szlag trafi wszystkie okresy, dlaczego musimy się tak męczyć?!" – zawyłam w duchu, pracując ciężko na „dwa baty" i gniotąc moją biedną podpaskę.

– Nie prze...stawaj... – Usłyszałam jego urywany głos, na co uchyliłam powieki.

„Za nic w świecie... Dojedziemy do ko...ńca" – zapewniał mnie mój demon.

Nie odrywaliśmy od siebie wzroku. To była niezbyt wygodna pozycja, ale oboje byliśmy blisko. Oboje tego potrzebowaliśmy...

Kiedy zaczął mnie lekko przygryzać, dojechałam pierwsza, próbując z zażenowaniem zdusić w sobie wszystkie dźwięki, ale i tak miałam wrażenie, że postawiłam na nogi pół kamienicy. Widziałam, jak mgła zasnuwała jego oczy, a źrenice rozszerzały się i kurczyły. Wreszcie ujrzałam grymas bólu na jego twarzy, który szybko ukrył, odchylając głowę i poczułam nagrodę w moim ręku... Ciepłą i lepką.

– Ja to pie...przę... – wydusił, padając obok mnie. – To było... świe...tne – dodał szybko, na co oboje się zaśmialiśmy.

Nie wiem, ile minut upłynęło, ale leżeliśmy tak jakiś czas, nie mówiąc ani słowa. Oddychaliśmy tym samym rytmem, dopóki mój oddech palacza nie zwolnił i zostałam w tyle. Podciągnęłam spodnie, ukradkiem wytarłam rękę o nogawkę spodni i chciałam doprowadzić się do porządku, ale zdołałam jedynie naciągnąć na siebie boki pidżamy. Wciąż czułam go na swoich piersiach i obawiałam się, że jak zacznę przy nich majstrować, to znowu mnie weźmie...

– To, co...? – Przekręcił się niespodziewanie na bok i posłał mi cwany uśmieszek. – Mała powtórka?

„O... w mordę...".

...

Czysta, w świeżej pidżamie leżałam pod kołdrą, nasłuchując odgłosów jego krzątania się w łazience. Zastanawiałam się, ile razy to robił i czy uprawiał kiedyś normalny seks. Nie powinnam o to pytać, ale zżerała mnie ciekawość. W końcu był z tą Natalią, a ona na pewno nie podskakiwała na jego palcu, sądząc po tym, jak skończyła.

Byłam tak skołowana, że dopiero gdy pojawił się w pokoju, zauważyłam sine ślady na jego żebrach. „Czy o to też powinnam zapytać?" – biłam się z myślami.

– Przepraszam, chyba zużyłem ci całą ciepłą wodę – oznajmił, drapiąc się po karku.

– Daj spokój, do jutra się nagrzeje – odparłam.

– Już jest jutro... – Podszedł do łóżka w samych bokserkach i wszedł do łóżka, gdy odchyliłam zapraszająco brzeg kołdry.

– A twój brat? Mówiłeś, że po ciebie przyjedzie... – zapytałam z obawą, bo za nic w świecie nie chciałam, żeby ten demon się tu pojawiał.

– Skłamałem – odparł z zadowoleniem. – Chyba nie myślałaś, że zostawię cię, po takim alarmie. Wyłaś na całą kamienicę – dodał z wyraźnym rozbawieniem, po czym przysunął się na moją poduszkę.

– Ciebie to śmieszy? – Puknęłam go w ramię.

– Wcale, ale nie mówmy teraz o tym. – Przybliżył się i patrzył na mnie jak dziecko na święty obrazek.

– Powiesiłeś ciuchy nad wanną? – Szybko zmieniłam temat, czując powracające zakłopotanie.

– Hmmm... ale pewnie i tak nie wyschną. Zimno... – stwierdził, po czym przytulił się, wkładając rękę do moich spodni.

Myślałam, że jest już wykończony i niedługo zaśniemy, ale kiedy zaczął miętolić mój tyłek i całować jak opętany, moje diabły powróciły, wybijając pulsujący rytm w dole brzucha.

– Chcesz mnie wykończyć? – Zaśmiałam się w jego usta.

– To ty mnie wykańczasz i nic na to nie poradzę. Uwierz mi, zapieram się, jak mogę... – zażartował, po czym wyciągnął rękę i ponownie dobrał się do guzików od pidżamy.

Tym razem, nie miałam na sobie stanika, więc poszło jak z płatka.

– Skąd wiedziałeś, że to tak działa? – zapytałam i zaraz złapałam się na tym, jak głupio to zabrzmiało.

– Co? – Uniósł głowę i dopiero po chwili załapał.

– Domyśliłem się, poza tym widziałem, że często ci się odznaczają, wiesz... pod bluzką – wypalił bez ogródek.

– Nieprawda – zaprotestowałam. – Noszę wkładki i na pewno tego nie widać.

– Ja widzę wszystko. – Uśmiechnął się zadowolony z siebie i jego ręka nagle znalazła się w moich majtkach.

„Czy ja naprawdę, chodzę z nabojami na wierzchu?".

– To... trochę żenujące, przestań... – Wierciłam się, próbując go powstrzymać.

– To ty przestań, bo jeśli nie, to zrobimy to inaczej – zagroził, po czym oderwał się ode mnie i zdjął swoją bieliznę.

„Je zu, gdzie się podział mój Młody?" – głowiłam się.

...

„Istne pobojowisko" – powiodłam dookoła zaspanym wzrokiem.

Już chyba w komunach albo jakichś squadach panował większy porządek niż u mnie w pokoju. Uniosłam lekko głowę, przyciśnięta przez ramię Młodego i czułam, że za chwilę przejdę krótki zawał. Na stole wciąż stały kubki z colą i niewypitą herbatą, a dalej leżały niedojedzone resztki z kurczaka.

– Hmmm... – Młody zamruczał i zarzucił na mnie nogę, nieświadomie uderzając w centrum mojego pęcherza.

Wysunęłam się jednocześnie spod kołdry i niego, pozapinałam guziki i choć bardzo chciało mi się siku, to najpierw chwyciłam reklamówkę, pozbierałam wszystko ze stolika, przy okazji zapamiętując, żeby zaopatrzyć się w pudełko chusteczek.

„Myślisz, że jeszcze będą ci potrzebne?" – przywitał mnie prześladowca, ale nie był w stanie odebrać mi nadziei. „Takiego wała!" – uśmiechnęłam się pod nosem, po czym chwyciłam kubki i wymknęłam się po cichu z pokoju.


„Ach, co za ulga" – rozkoszowałam się, siedząc na kibelku. Miałam mało czasu, więc szybko się opłukałam, przebrałam w dresy i związałam włosy

Śniadanie. To była następna myśl, po której pognałam do kuchni i po chwili wróciłam do rzeczywistości. Bo to była moja kuchnia i moja lodówka, która niestety świeciła pustkami. Dłużej się nie zastanawiając, wyciągnęłam z torebki portfel i wyszłam na małe zakupy.

Miałam naprawdę ekspresowe tempo. Była za pięć dziewiąta, kiedy kupowałam mleczne rogale, a dziesięć po już w innym sklepie pakowałam do torby mleko, chusteczki, dżem z czarnej porzeczki i masło. W kiosku nieopodal dokupiłam jeszcze paczkę fajek i za dwadzieścia pięć dziesiąta byłam już z powrotem.




Zdziwiłam się, widząc, że Młody zagrzebał się pod kołdrą i nadal spał.

„I kto tu kogo wymęczył?" – zaśmiałam się w duchu.
 

„Przynajmniej teraz wiesz, jakiego maaa..." – zadrwił na dokładkę demon i głośno przełknęłam.


Zagotowałam mleko i zrobiłam kakao, w międzyczasie z nerwów spaliłam trzy fajki przy oknie i choć nadal było zimno po wczorajszej ulewie, to postanowiłam zostawić je otwarte. Następnie wyciągnęłam dwa talerze, noże i łyżeczki i wszystko ustawiłam na stole. Nie miałam nawet pojęcia, co jadał na śniadanie i czy w ogóle je jadał.

„To będzie ekspresowe śniadanie" – pomyślałam z żalem, spoglądając na komórkę, na której dochodziła dziesiąta, a ja oczywiście nawet nie byłam przygotowana do pracy.

CHOLERA!

Rozlałam kakao do kubków i poszłam zbudzić Młodego.

– Hej... hej śpiochu? Wstawaj na śniadanie, za godzinę muszę być w pracy – przemówiłam łagodnie, dotykając jego ramienia.

– Hmmm... Zimno... masz zimne ręce. Skąd je wzięłaś? – wybełkotał, po czym przeciągnął się i zerknął w okno. – Jak praca? Przecież dzisiaj jest sobota. – Wykrzywił się, przecierając oczy.

– Boże... Co się ze mną dzieje...? – Upadłam na łóżko kompletnie zakręcona. – Zobacz i poszłabym do pracy jak ta idiotka – zganiłam się na głos.

– Nie mów tak brzydko o sobie. Chodź... – Przyciągnął mnie i wyglądało na to, że miał zamiar dalej spać.

– Zrobiłam śniadanie, więc koniec wylegiwania się, bo muszę tu dzisiaj posprzątać – wyjaśniłam stanowczo i wymacałam ręką jego...

„Ups". „Czy to poranna niespodzianka?" – zakłopotana cofnęłam rękę.

– Pięć minutek i idziemy, słowo – jęknął obok mojego ucha.

– Specjalnie poleciałam do sklepu, więc nie marudź, tylko wstawaj – odparłam i pociągnęłam za kołdrę.

– W porządku, w porządku... co za Sadystka... – Skulił się z zimna i na widok gęsiej skórki, przypomniałam sobie o jego mokrych ubraniach.

– Pięć minut – powiedziałam poważnie, ale on tylko się roześmiał i nakrył z powrotem.

Zsunęłam jego rękę razem z kołdrą i wyskoczyłam z łóżka. W pokoju dziwnie pachniało, jakby wcześniej rozsiadł się w nim jakiś bezdomny. Uchyliłam okno i przywitałam się z wilgotną ścianą naprzeciwko.

– Zróbmy to, jak należy Sadystko. Naprawdę mi nie przeszkadza, że masz okres... – jęknął, na co wywróciłam oczami.

– Masz pięć minut – powtórzyłam i wyszłam poszukać dla niego czegoś do ubrania.

Większość ubrań Wiktora wyniosłam do kontenera na używaną odzież i prawdę mówiąc, nie miałam w czym wybierać. Znalazłam jego stary ulubiony sweter w odcieniu butelkowej zieleni, ale naprawdę nie chciałam widzieć w nim Młodego.

„To już by było totalne przegięcie" – zganiłam się w duchu i zaczęłam przeglądać inne kartony, przy okazji natrafiając na stare, popsute zabawki Marcina...

– Co robisz? – Usłyszałam za plecami i od razu się wzdrygnęłam.

– Je zu, nie skradaj się tak, bo zawału dostanę... – Omal nie wrzasnęłam. – Szukam czegoś do ubrania... dla ciebie – dodałam szybko.

– Nie musisz, moje pewnie już trochę przeschły... To idę się ubrać – Machnął ręką i się wycofał.

Pozamykałam z powrotem kartony i wróciłam do kuchni.

Wypiłam prawie cały kubek kakao i wyskubałam połowę rogalika. Jak na moje oko, to samo ubieranie się trochę za długo mu szło, ale szybko odgoniłam brudne myśli, zapalając papierosa. Na dworze wciąż było szaro, ale słońce uparcie przedzierało się przez chmury i była szansa, że nie będzie dziś padało.

– Masz mieszkańców w łazience... – Usłyszałam i zamarłam.

– C...co? Jakich mieszkańców? – Zaniepokoiłam się i zgasiłam niedopałek w pustej puszce po piwie.

– Nie wiem... za szybko biegają skubane... – Wszedł do kuchni, ubawiony po pachy.

– Nie strasz mnie...

„Zdarzało mi się czasami coś zjeść podczas kąpieli albo tak jak ostatniego wieczoru zostawić resztki jedzenia na stole, ale moje mieszkanie nie było brudne..." – tłumaczyłam się sama przed sobą.

– Nie straszę, mówię, co widziałem... Dwóch takich... – Usiadł przy stole i poruszył na nim dwoma palcami. – Uciekających, dzikich lokatorów – wyjaśnił, po czym parsknął i ułamał kawałek rogala.

Mnie nie było do śmiechu. Zrobiło mi się naprawdę głupio.

– Prze...tań – powiedział z pełną buzią już bez uśmiechu.

– Co? – zapytałam, patrząc, jak przełyka.

– Wyglądasz, jakbyś miała się za chwilę rozpłakać... Dobre, a kakao też lubię. – Uśmiechnął się, zmieniając szybko temat. – A ty nie jesz? – Zerknął na mój pusty talerz.

Trzęsło nim i widziałam po bluzie, że nadal była mokra. Podeszłam do okna i zamknęłam je na głucho.

– Sadystka – mruknął pod nosem.

– Masochista – odbiłam piłeczkę.

– Dlaczego masochista?

– Daj spokój, przecież widzę, że ci zimno. – Usiadłam z powrotem.

– Nic mi nie będzie. Nie pierwszy i nie ostatni raz mam na sobie wilgotne ubranie. – Mrugnął do mnie i zabrał się za smarowanie pieczywa.

Wyciągnęłam z torebki ostatnie dwa rogale, które miałam zamiar uszykować sobie do pracy i zrobiłam mu drugi kubek kakao. Byliśmy głodni, ale on chyba bardziej.

...
Ja będę wcześnie rano, coś około dziesiątej trzydzieści... – Głos matki, brzmiał, jakby ze studni.

„Nooo... jeśli wpół do jedenastej to dla ciebie jeszcze wczesne rano..." – parsknęłam w duchu.

– Trudno, ja przed jedenastą otwieram sklep, także wychodzę po dziesiątej – wyjaśniłam, spoglądając na puste kubki i umazane ciemnym dżemem talerze.

Co otwierasz? Jak to otwierasz? – Tym razem, słychać było wyraźne zdziwienie.

– Normalnie, kluczami, a potem wyłączam alarm, a myślałaś, że w jaki sposób, na „włam"? – zakpiłam.

To oni ci dali klucze? Nie boją się...?

Na jej słowa zacisnęłam zęby i miałam ochotę zabluzgać na cały głos.

– Masz coś jeszcze bardzo ważnego do powiedzenia, czy od razu mam się rozłączyć?

Przenocuje u ciebie – wypaliła szorstko, na co roześmiałam się, zapalając następnego papierosa.

– Żartujesz, prawda? – zapytałam, po czym otworzyłam okno i usiadłam na parapecie.

Nie, wcale. A gdzie niby mam nocować? Nie mam zdrowia targać się w obie strony tego samego dnia. Zresztą, nie wiadomo czy bym zdążyła na ostatni autobus – oświadczyła z powagą.

– Nie wiem... Może rozgościsz się u Jastrzębi? – Wbiłam jej szpilę, czekając na reakcję.

Zwariowałaś!? – podniosła głos. – Oszalałaś!?

„A co? Boisz się jego żony...?" – omal nie wymsknęło mi się na głos.

Planowałam zabrać się za nią, kiedy się spotkamy. To nie była rozmowa na telefon.

– Wychodzę dzisiaj, więc nie dzwoń, bo i tak będę miała wyłączony telefon. – Zmieniłam temat.

Matka nie zareagowała. Bardzo rzadko robiła to pierwsza, ale i tym razem się rozłączyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz