Strona główna

sobota, 13 sierpnia 2016

Jastrzębie - Rozdział 15.



Mieszkanie Maćka okazało się jednym wielkim biurem, w sensie było urządzone na jego podobieństwo. Bez zbytniego przeładowania, przestronne i typowo „męskie". Zamiast tradycyjnej kuchni, wnęka, w której znajdowała się kompaktowa kuchnia z dołączonym do niej łamanym blatem, pod którym wsunięte były cztery wysokie barowe krzesła. Obok pod grzejnikiem, na fioletowym legowisku leżał niczym wypchana zabawka gruby, bury kot, który nawet nie raczył zareagować na nasze przybycie.

Rozejrzałam się z podziwem i stwierdziłam, że było bardzo przytulnie.

Jedną z głównych ścian w salonie zajmowały regały z książkami i różnymi teczkami. Na środku mały szklany stolik, po jednej jego stronie dwa szare fotele, po drugiej niewielka dwuosobowa kanapa do kompletu. Pod oknem stało duże, proste białe biurko, a na nim dwa monitory, lampa z rozkładanym długim ramieniem oraz nieco niżej, na specjalnej półce, komputer wielkości porządnej walizki. Za mlecznobiałą, szklaną szybą działową, sięgającą do połowy wysokości ściany, znajdowało się proste podwójne łóżko ze skrzynią zakryte granatową pikowaną kapą i mała szafka nocna, a właściwie, to „przyklejona" do ściany półka z niewielką lampką i drucianą podpórką, na której leżały gazety. Nad łóżkiem oraz na pozostałych ścianach wisiały czarnobiałe grafiki oprawione w anty ramy. Wszystkie były w jednym temacie i tym samym industrialnym stylu. Wpuszczone w sufit halogeny i kremowa podłoga z paneli, stylizowana na podniszczoną podłogę, idealnie pasowały do reszty i podkreślały charakter, a także wyszukany gust właściciela.

Oczywiście jak szybko się przekonałam, wszystko to kosztem nie tylko kuchni, ale również i łazienki. Nie było w niej wanny, tylko duża, podwójna kabina prysznicowa, kibelek i umywalka wbudowana w białą szafkę, obok której stała wąska, ładowana od góry pralka. Właśnie była włączona i trochę hałasowała. Korzystając z tego, zajrzałam za lustro nad umywalką, również odgrywające rolę szafki, gdzie na wąskich szklanych półkach stały butelki z lekarstwami, opatrunki, wody po goleniu, żele pod prysznic, pianki i inne męskie przybory toaletowe. Moją uwagę przyciągnęło pudełko prezerwatyw i leżące obok niego dwa złote pierścionki... Dziwne.

– Pijesz z cukrem czy bez? Mleko czy bez? – Usłyszałam jego stłumiony głos.

– Czarna bez-bez – odpowiedziałam, po czy zamknęłam szafkę i usłyszałam jego rozbawienie.

Spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy i umyłam ręce. Gdy wyszłam z łazienki, mały stolik był już zastawiony, a główne światła pogaszone. Na ich miejscu pojawiły się ukryte gdzieś za regałami ultrafiolety, zielenie, czerwienie i błękity, których rozproszone pionowe wstęgi odbijały się na ścianie, a dalej załamywały na suficie. Wyglądało to naprawdę ciekawie i nadało salonowi nieco „klubowej" atmosfery.

– Świetne masz mieszkanie. – Pochwaliłam, po czym zdjęłam szpilki i odłożyłam je na bok, by usiąść wygodnie na kanapie.

– Dzięki, ale niedługo je sprzedaję. Wyprowadzam się do centrum – powiedział z lekki żalem.

– Szkoda. Miło tu i tak, różnorodnie – stwierdziłam i zabrałam się za jedzenie.

– Smacznego... – powiedzieliśmy niemal równocześnie i spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem.

– Więc pracujesz i jesteś z a j ę t ą modystką... – zaczął po chwili, akcentując, jak na moje oko dość znacząco, słowo „zajęta".

– Jaką modystką? Sprzedaję damskie ubiory i nudzę się jak mops. To znaczy... nudzimy, bo pracuję razem z koleżanką – wyjaśniłam, a następnie skosztowałam jego kawy z ekspresu.

Smakowała przepysznie i z pewnością była jakaś gatunkowa nie to, co moja, po której kwas od razu zalewał usta.

– A ty? Czym się zajmujesz? – zagaiłam dla równowagi.

– Jestem grafikiem, ale muszę się trochę przebranżowić. Taki wymóg, jeśli nadal chcę pracować w firmie – odpowiedział, wskazując brodą na biurko.

Zabrzmiało to dla mnie zagadkowo, ale nie chciałam wdawać się w szczegóły, podejrzewając, że to jeszcze gorsze nudy na pudy niż u mnie.

– Ja nie mam zielonego pojęcia o komputerach, grafikach, więc nawet nie próbuj tłumaczyć – ostrzegłam szczerze.

– Komputer to tylko narzędzie, miałem raczej na myśli programy do obróbki...

– Proszę – ucięłam, rzucając mu spojrzenie spod byka.

– Chcesz powiedzieć, że nie masz nawet konta na facebooku? – Wyglądał na zdziwionego.

– Nie mam nawet komputera – wypaliłam, na co on przestał jeść i zaczął przyglądać mi się z jeszcze większym zdziwieniem.

– No co? – Przełknęłam i miałam już dość, choć było naprawdę pyszne, ale za bardzo piekło w ustach i czułam to nawet w żołądku.

– Nic, tylko... Jestem zaskoczony i jednocześnie, nie wiem... – urwał i się zamyślił.

– Wiem, co chcesz powiedzieć, ale na serio nie interesuję się takimi rzeczami. – Posłałam mu lekki uśmiech i zachłannie spojrzałam na butelkę białego wina.

– Jesteś zatem wyjątkowa i zaimponowałaś mi – powiedział całkiem szczerze, podążając za moim wzrokiem.

– Tak, jasne. Raczej zacofana – skwitowałam.

– Moja ex... – przerwał, sięgając po korkociąg i zabrał się za otwieranie butelki.

– Co z nią?

– Znalazła sobie faceta w sieci. To było naprawdę niespodziewane, bo okazał się jej lekarzem... Pracowaliśmy we dwoje w tej samej firmie i po powrocie do domu ja siadałem wieczorem tu. – Wskazał na swoje biurko, a potem na puste miejsce, między końcem regału a jego stanowiskiem. – A ona tam. – Uśmiechnął się gorzko, marszcząc brwi. – Któregoś wieczoru, tak jak dziś, wyskoczyłem do KFC po kurczaki, a gdy wróciłem, usłyszałem, jak rozmawiała z kimś przez Skype... – Westchnął, przyglądając się butelce. – Nie miałem jej za złe, że rozmawiała ze znajomymi, bo sam często tak robię, ale coś mi nie pasowało – ciągnął, rozlewając po trochę wina do kieliszków, po czym odstawił butelkę.

– Co takiego? – Zainteresowałam się, kiedy milczał zbyt długo, obracając kieliszkiem.

– Normalnie, to żaden facet nie zwróciłby specjalnie na to uwagi i raczej to bardziej charakterystyczne dla kobiet, które sprawdzają swoich chłopaków czy mężów. No, ale w ostatnich dwóch miesiącach przed nakryciem mieliśmy naprawdę urwanie głowy i nawał pracy w firmie. Czasami zostawaliśmy po godzinach, żeby dopiąć jakiś projekt, a ona godzinę, a nawet i dwie przed końcem pracy zwalniała się co jakiś czas, twierdząc, że jest umówiona na wizytę u lekarza i resztę pracy zabierze do domu... – Spojrzał na mnie poważnie. – Dwa miesiące, rozumiesz?

W tym sęk, że niezbyt rozumiałam, ale nie chciałam mu przerywać.

– Gdy ją na początku o to zapytałem, odpowiedziała, że leczy się na bezpłodność. Po pierwszym dziecku rzeczywiście miała problemy z ponownym zajściem w ciążę, a bardzo chciała mieć drugie...

– A ty, nie? – wtrąciłam znienacka.

– Ja... Ja uważałem, że to trochę za wcześnie, ale ostatecznie doszliśmy do porozumienia. Nasz syn był zdrowy, dobrze zarabialiśmy i mieliśmy się pobrać. – Chwycił kieliszek i zbliżył go w moją stronę. – Na zdrowie.

– Na zdrowie – odpowiedziałam, robiąc to samo. – I co się potem stało? – Niecierpliwiłam się, napędzana ciekawością.

– Okazało się, że wcześniej, kiedy miała pierwszy zabieg na rzekome „udrażnianie" tych, wiesz... – Wykonał gest w dole brzucha. – Zrobiła sobie coś zupełnie odwrotnego i podwiązała się, czy jak to się nazywa, by mieć pretekst do spotykania się z nim.

– Ja pierdolę... – jęknęłam i upiłam spory łyk. – Ale, to ona z tym lekarzem? – Zdziwiłam się. – No dobra, ale jako jej partner i ojciec jej dziecka chyba miałeś dostęp do dokumentacji medycznej, nie?

– Byłem tak naiwny, że wierzyłem jej i nawet się w to nie zagłębiałem. Zależało mi tylko na tym, żeby ją wyleczono z bezpłodności. Miałem za to dostęp do czegoś innego. – Ponownie posłał mi pełne powagi spojrzenie. – Któregoś wieczoru, kiedy wróciłem do domu, a ona wciąż była na „wizycie", postanowiłem przejrzeć jej rozmowy w laptopie. Między nami było coraz dziwniej i pomyślałem, że może zwierzała się bardziej swoim koleżankom niż mnie. No i wtedy znalazłem ich wspólne logi – wyjaśnił smętnie.

– Jeszcze mi powiedz, że poznała go na facebooku. – Omal nie parsknęłam, co byłoby bardzo nie na miejscu, jak osądziłam po jego minie.

– Nie, ale wiele się nie pomyliłaś, bo to też był portal społecznościowy. Do dziś się jej dziwię, bo była naprawdę inteligentną osobą, a nie przyszło jej nawet do głowy, żeby pokasować archiwum rozmów. Czuła się bezpiecznie, bo byłem za bardzo zajęty pracą – Westchnął ciężko i wychylił całą zawartość kieliszka.

– A nie pomyślałeś, że może właśnie chciała, żebyś to odkrył?

– Wątpię, ale to już nie ma znaczenia – odpowiedział ponuro.

– Więc dlatego zmieniasz branżę, żeby...

– Bystra bestia z ciebie. – Zauważył. – Tak, przenoszę się do innego działu na wyższe piętro – wyznał, po czym ponownie napełnił kieliszki.

Przez chwilę milczeliśmy, a ja zrozumiałam, że chyba musiał nadal ją kochać, inaczej w ogóle przeniósłby się do innej pracy, a nie tylko na inne piętro.

– Chcesz awansować? Dobrze myślę? – zapytałam po chwili.

– Hmmm... – mruknął i podniósł się z fotela. – Włączę jakąś muzykę.

Siedzieliśmy tak i gadaliśmy, a właściwie, to ja głównie słuchałam, bo moje życie i przeszłość nie były zbyt wesołe i nie chciałam pogarszać i tak smętnego nastroju. Dopiero gdy opróżniliśmy butelkę i przetańczyliśmy na boso kilka wolnych kawałków, zrobiło się nieco przyjemniej.

– Dlaczego zmieniłaś zdanie i zgodziłaś się przyjechać do mnie? – wypalił. – Nie bałaś się, że mogę być jakimś psychopatą, albo innych zboczeńcem? – Jego zamglone oczy świadczyły o tym, że był już rozkosznie „ululany".

– O to samo mogłabym zapytać ciebie... – parsknęłam.

– Jak to? – Uniósł brwi i chwycił mnie ciaśniej.

– Nie bałeś się, że też mogę być jakąś „psycholką"?

– Nie wyglądasz na taką – odparł natychmiast.

– Pozory mylą i nigdy nie wiesz, na kogo wpadniesz... – Sięgnęłam do jego szyi i zaczęłam powoli rozpinać guziki, na co zerknął w dół i momentalnie poczułam ręce na moim tyłku.

– Nie masz bielizny? – Przestał się kołysać i spojrzał na mnie wyraźnie zakłopotany.

„Je zu, jaki on porządny..." – pomyślałam, coraz bardziej napalona.

– Mam, to specjalna bielizna dla psycholek – wybełkotałam bez sensu, rozchylając na boki jego koszulę.

Przed sobą miałam naprawdę kawał super wyrzeźbionej piersi i brzucha. Nie mogłam powstrzymać się, żeby jej nie pougniatać. Była idealnym oparciem, dla kogoś takiego jak ja, tym bardziej że znacznie mnie przewyższał. Czułam, jak on robił to samo z moimi pośladkami. Lekko pociągał za cienki materiał sukienki, jakby wciąż szukał nieistniejącej bielizny. Po chwili niecierpliwie podwinął ją i dotknął nagiej skóry na udzie...

– Jesteś tak przyjemna... – Westchnął i przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. – Jak mała Przytulanka – dodał szeptem i już wiedziałam, że był gotowy.

Ja byłam gotowa, kiedy tylko zaczęliśmy tańczyć i prawdę mówiąc, nie mogłam się już doczekać, kiedy się wreszcie zapomnę. Nie było między nami nic oprócz pociągu fizycznego i sympatii, a przynajmniej z mojej strony.

W pewnej chwili spojrzeliśmy na siebie i dalsza rozmowa była już zbędna.

...

– Zostań, odwiozę cię rano...

– Z chęcią, ale rano mam wizytę – parsknęłam złośliwie i nakryłam się kołdrą, na co chwycił mnie i wygrzebał spod niej, a potem przyszpilił do łóżka.

– To miało być zabawne? – Przybrał groźną minę, która niespodziewanie mnie zaniepokoiła i zaczął kłuć mnie palcami po bokach.

– Łaskoczesz mnieee... – Próbowałam się roześmiać i fiknąć nogami, ale przytrzymał mnie i opanował prawie całe moje ciało. – Przestań, proszę... – Usłyszałam swój błagający głos.

W oczach stanęły mi łzy, ale już nie ze śmiechu. Czułam się dziwnie osaczona i przyjemny nastrój pękł nagle jak bańka mydlana. – Puść mnie – zażądałam stanowczo, na co od razu zareagował i zawisł nade mną.

– Coś nie tak? Przepraszam... – wydusił, przyglądając mi się z dystansem. – Nie bój się, nic ci nie zrobię. Już przestałem, okej? – zapewnił, ale ja chciałam tylko jak najszybciej się spod niego wydostać.

– W porządku. To moja wina... – mruknęłam i pociągnęłam nosem.

– Powiesz mi? – zapytał i wreszcie mnie uwolnił.

– Nie – ucięłam od razu, po czym sięgnęłam po sukienkę i stanik.

– Na pewno nie chcesz zostać?

– To nie jest najlepszy pomysł – odparłam, zapięłam stanik i odważyłam się spojrzeć na niego przez ramię.

Przysunął się i pocałował je, a potem oparł na nim brodę.

– Jeszcze raz cię przepraszam, jeśli zrobiłem coś nie tak...

– Już powiedziałam, że to ja...

Odsunęłam się i wstałam, żeby naciągnąć na siebie sukienkę.

– Róża...?

– Słucham.

– Jest dobrze?

„Je zu, było dobrze, ale się skończyło" – odpowiedziałam w duchu.

– Tak – rzuciłam krótko.

– To w takim razie, czy dostanę coś na pożegnanie?

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Leżał na boku wsparty na łokciu i przyglądał mi się z lekkim uśmieszkiem.

„Fiuuu, co za ciało!" – odgoniłam wcześniejsze natrętne myśli i prawie gwizdnęłam. Dużo nie brakowało, a wskoczyłabym do niego z powrotem.

– Jak zamówisz mi taksówkę – odpowiedziałam w żartach, bo nie uśmiechało mi się drałować przez pół miasta nocą.

– O kurcze, racja. Przepraszam, zupełnie zapomniałem. – Zsunął się z łóżka, naśladując upadek i leżał tak bez ruchu kilka sekund.

Po chwili oboje parsknęliśmy.

...

Padłam na łóżko i chociaż miło spędziłam czas, to nijak nie potrafiłam się pocieszyć. Czułam się wykończona i wyssana z energii. Miałam totalnego „moralniaka", ale w końcu sama tego chciałam. Sama się w to wpakowałam, wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie.

Nie mogło być, bo nawet dochodząc i zamykając oczy, myślałam tylko o nim i tym jego pieprzonym znamieniu pod okiem. I to by było tyle, jeśli chodziło o koniec mojej udręki.

BYŁAM ŻAŁOSNA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz