Strona główna

sobota, 30 lipca 2016

Jastrzębie - Rozdział 07.



Piwa nie ruszyłam, przez co nie mogłam spokojnie zasnąć. Gapiłam się w gołe okno i zarys drabiny na jego tle.

Zanim poznałam Wiktora, był pewien chłopak, ale to wydawało się tak dawno. Miałam szesnaście lat, a on był o rok starszy ode mnie. Gdy tak o nim myślałam, nie potrafiłam nawet przypomnieć sobie jego twarzy i imienia. Pamiętam tylko, że był blondynem i przyjaźniłam się z jego siostrą. Tylko to zostało mi po nim w pamięci. Kiedy próbuję się skupić i nie sięgać tak daleko wstecz, udaje mi uchwycić twarz Wiktora, lecz szybko się ona rozmywa i po chwili widzę już tylko jasną plamę. Biel i smród szpitala, a potem inna biel, bardziej złamana. Poszarzała biel prześcieradła.

Teraz żałowałam, że po jego śmierci pozbyłam się prawie wszystkich rzeczy z nim związanych. Załamanie wpędziło mnie w czarną otchłań. Nierozpoznawana przez własne dziecko, krytykowana przez matkę, która obwiniała mnie nawet i o jego śmierć, straciłam szacunek do samej siebie i nawet nie przechodziłam żałoby. Wydawało mi się, że będę w stanie przetrwać ją na swój własny sposób, ale tylko się oszukiwałam. Znajdując namiastkę ukojenia w obcych ramionach, wmawiałam sobie, że dam radę normalnie żyć dalej. Moje dziecko miało należytą opiekę i być może kiedyś wybaczy mi błędy, ale czy ja wybaczę sobie? Jestem słaba i żałosna. W dodatku zaczynam za dużo myśleć o Młodym...

Nie wytrzymuję. Podrywam się z łóżka i po ciemku drepczę do lodówki. Wyciągam piwo i siadam na podłodze. Zanim je wypijam, wyję przez około pół godziny, a potem wracam i zasypiam przy włączonym telewizorze.

...

Hej, Śpioszku.

„Nie no... To się robi zbyt miłe" – myślę sobie i mam ochotę pisnąć z radości na całą kamienicę.

Około dziesiątej, kiedy jestem w trakcie szykowania ubrania do pracy, dostaję drugi SMS, tym razem od Kaśki.

Cześć. Mam dobrą wiadomość. Prawdopodobnie znalazłam dla nas nowe zajęcie, ale o tym pogadamy w pracy.

Nowe zajęcie?

– Szybko się uwinęła – prycham pod nosem.

Póki co, też o tym myślałam, ale w ostateczności, ponieważ wolałabym jednak zostać u Jastrzębia. Zżerała mnie ciekawość, jak Ilona wytłumaczy wczorajszą sytuację.


...

Zerkamy jedna na drugą, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu odzywam się pierwsza.

– Mnie tam pasuje od jedenastej – oznajmiam, patrząc Ilonie w oczy.

– Mnie też – odzywa się Kaśka zaraz po mnie, ale ukrywa wzrok i domyślam się, że wcale tak nie jest.

W sumie wszystko jedno. Nadal mam pracę, nie będę musiała zrywać się z rana, tylko szkoda tych dwóch godzin dziennie, bo w miesiącu wychodzi ich pięćdziesiąt i odpadnie nam ładny kawałek grosza.

– Niestety, ale mamy mały przychód i jak same widzicie, z pustego nawet Salomon nie naleje – tłumaczyła się szefowa.

„Salomon nie, ale ty wiesz, jak i gdzie lać" – złośliwie podsumowałam ją w duchu.

...

Kaśka podniecała się nowym pomysłem. Kiedy wspomniała o nowej pracy w wiadomości, miałam nadzieję na jakieś konkretne zajęcie w mieście, a nie na taki „hardcore". Wynalazła jakieś ogłoszenie o pracy za granicą w programie „Au pair", a ja już na samą myśl o opuszczeniu nie tylko kraju, ale nawet miasta dostawałam dreszczy.

– To dobre dla kogoś takiego jak ty, ja jestem za stara – tłumaczyłam, ale nic do niej nie docierało.

– No weź, bo ci zaraz przydzwonię – burknęła, energicznie odrzucając do tyłu swoje idealnie proste blond włosy. – Co cię tu trzyma? Znam nawet starszą od ciebie, co wyjechała i już nie wróciła. Zaprzyjaźniła się z taka jedną rodziną i traktują ją jak swoją. Jeżdżą razem z dzieciakami na wakacje, pomogli zrobić jej kilka kursów i teraz biegle śmiga po angielsku...

– Nie mogę. Z różnych powodów, po prostu nie mogę... – Starałam się ją zbyć.

Milczała przez chwilę, po czym przysunęła się na krześle bliżej mnie i obrzuciła mnie dziwnym, podejrzliwym wzrokiem.

– Co? – pytam, nie mogąc dłużej znieść jej gapienia się na mnie.

– Widziałam cię wczoraj... – Na twarzy Kaśki pojawia się tajemniczy grymas. Niestety niezbyt mi on się podoba i wyczuwam napięcie, jakby za chwilę miało coś pęknąć.

– Tak? A gdzie? – Udaję nieświadomą, przyglądając się swoim krótkim paznokciom, ale dobrze wiem, z kim mnie widziała.

„No i zaczęło się, a wiesz, jak się mówi na kobiety, które spotykają się z młodszymi? Ale szajs" – odzywa się w głowie złośliwy jazgot.

– Nie udawaj. – Zachichotała. – Jeszcze wczoraj pytałaś mnie o jego starszego brata, a wieczorem myślałam, że mnie wzrok zawodzi – dodała lekko uszczypliwym tonem.

– Może cię zawodzi – odparłam.

– Daj spokój, widziałam cię i Sebastiana. Jechałam z kuzynką i minęliśmy się, a wy wyglądaliście jak para... Nie wiedziałam, że się spotykacie. – Ostatnie zdanie wypowiedziała w dziwny sposób, unosząc cienkie brwi.

– Bo się nie spotykamy – oznajmiłam.

„To on się spotyka ze mną" – omal nie mruknęłam na głos, ale to by było nie w porządku.

– To, co robicie? – Wierciła mi dziurę w brzuchu.

– Ćwiczyliśmy jazdę próbną na lotnisku. Mam mu jutro towarzyszyć na wyścigach – wypaliłam w końcu.

– Serio? – Na jej twarzy pojawiło się osłupienie. – Ja bym zawału dostała. Nie boisz się?

– Początkowo się bałam, ale potem mi się spodobało. – Schowałam ręce w kieszeniach, zanim zaczęłabym przy niej obgryzać paznokcie.

– Nie wiem, co w tym jest do podobania – prychnęła. – Dla mnie to dziecinada i niepotrzebne ryzyko. Rozumiem jeszcze, gdyby ścigali się w dzień, ale nie dość, że w nocy to jeszcze bez świateł. Na serio nie boisz się tak ryzykować? – Jej głos niespodziewanie zakłuł mnie uszy i poczułam się, jakby ktoś mi w nie przywalił.

Co ona powiedziała? Z tego wszystkiego nie byłam pewna, czy się czasami nie przesłyszałam.

– Skąd wiesz? Brałaś w nich udział? – zapytałam, oczywiście pomijając fakt, jak bardzo byłam niedoinformowana.

– Czy ja wyglądam ci na ryzykantkę? Przecież mówię, że bym zawału dostała. – Przewróciła oczami i założyła ręce na piersiach, rozkraczając się niezbyt przyzwoicie na krześle. – Mój brat był na tym dwa razy. Szykował widmo dla kumpla. Poza tym, nawet gdyby to odbywało się w dzień to i tak bym nie pojechała – dokończyła zagadkowo.

Jakie kurwa mać „w i d m o"???

– To głupie i jak dla mnie trochę żenujące. Ta cała spina o dziewczynę, która jest już z innym. Nie czujesz się z tym dziwnie? – ciągnęła.

O, tak. Czułam się, jak potłuczona.

– O czym ty do cholery mówisz? – wrzasnęłam, nie wytrzymując już tego napięcia.

Kaśka spojrzała na mnie rozszerzonymi błękitnymi oczami jak dwa jeziora.

– Zaraz... Nie mów, że nic o tym nie wiesz? – mruknęła i po chwili roześmiała się na głos.

– Tak, kurwa mać, śmiej się... – Naburmuszyłam się, po czym obróciłam na pięcie i ruszyłam na zaplecze.

Oczywiście podreptała za mną, chichocząc jak nawiedzona.

Usiadłam na krześle jak struta. „I co teraz z tym zrobisz mądralo?" – zakpił ze mnie złośliwiec.

– Jestem w czarnej dupie. Pojęcia nie miałam... myślałam, że... – jąkałam się, aż w końcu opadłam na stolik i ukryłam głowę w ramionach.

– Tak to niestety wygląda. Wychodzi na to, że niczego ci nie wyjaśnił...

– To ty mi wyjaśnij, jak jesteś taka mądra – warknęłam.

Nie myślałam już nawet o kasie, tylko o tym, że Młody chciał mnie wkręcić w swoje dziecinne zagrywki o jakąś byłą laskę i tak naprawdę w ogóle się dla niego nie liczyłam.

– Nie wiem, czy to akurat chodzi o tę dziewczynę, bo z Sebastianem to niezbyt dobrze się znam, ale wiem, że spotykał się z taką Natalią z osiedla...

„Ha! Myślałaś, że jesteś jego jedyną królewną?" – dręczył mnie głos, który nagle rozbrzmiał w mojej głowie, niczym chór kościelny.

– Ale sobie zabawę wymyślił – przerwałam jej prychnięciem, po czym podniosłam się i oparłam na krześle, czekając na jakieś dalsze wyjaśnienia.

– To nie tak. Bo widzisz...ta zabawa to tak jakby domena chłopaków z osiedla, a on pewnie tylko przyjął wyzwanie faceta, z którym teraz jest Natalia.

„Boże, co za dziecinada" – zacisnęłam zęby.

Tego mi tylko brakowało. Byłam wściekła, nie, to mało powiedziane. Jak mogłam być tak głupia? Co ja w ogóle sobie myślałam?

– Ale... – Głos Kaśki zawisł w powietrzu.

– Co, ale, co ale? – warknęłam rozjuszona. – Niech go ja tylko dorwę, to ja już mu dam wyścigi i wyzwania. Gówniarz jeden...

– I tak pojedzie, z tobą czy bez ciebie – wtrąciła cicho.

– Jak to? – Wstrzymałam oddech.

– Tak to. Gdyby się wycofał, miałby obciach na całym mieście – odpowiedziała już całkiem poważnie. – Z jednej strony, to na twoim miejscu czułabym się zażenowana, bo tu jednak chodzi o jego byłą, ale z drugiej strony, to chyba nie wybrał cię bez powodu, co? Może wiesz... podobasz mu się – mruknęła, opuszczając wzrok na swoje buty.

„Tak, jak cholera! W dodatku ma mi za to zapłacić!" – prawie krzyknęłam na głos. Nie byłam jednak tak głupia, żeby się do tego przyznawać. Dopiero by było, gdyby się to rozniosło. Chwila...

Czy ona się w nim bujała? A może buja nadal? Spojrzałam na nią z dystansem i nagle nie wiadomo dlaczego, poczułam lekkie ukłucie zazdrości.

– On ci się podoba? – wypaliłam, mrużąc oczy.

– No coś ty! – zaoponowała. – Mam przecież Kacpra... – dodała obrażonym tonem.

Nie byłam w ciemię bita i od razu wychwyciłam brak szczerości w jej wyznaniu i coś mi nie pasowało. W sumie to nie była moja sprawa. Dowiedziałam się wystarczająco, żeby Młodemu powiedzieć do słuchu i dać zakaz zbliżania się do mnie. Koniec i kropka.

...
Po pracy przeszłyśmy kawałek razem i spotkało mnie kolejne zdziwienie, kiedy po Kaśkę wyszedł jej Kacper. Wszystko wydawało się w porządku, gdyby nie fakt, że bardzo mi kogoś przypominał. Nie był kubek w kubek identyczny, ale miał ten sam styl. Wysoki, długie ciemne włosy zebrane w kucyk... „Wszystko jasne, kłamczucho" – podsumowałam ją w myślach. To nie Sebastiana miała na oku, ale Jacka. Stąd ten smętny zawód, kiedy wspominała, że wyprowadza się na wieś. I to w dodatku na wieś, w której wciąż mieszkała moja matka.

...

Młody po porannym SMS-ie, cały dzień nie dawał znaku życia, ale miałam to już gdzieś. Zamiast do domu poszłam kolejny raz do pizzerii i wyłączyłam telefon. Jutro była sobota, więc jakoś odreaguję. Pójdę do „Basa" i szybko zapomnę o tym głupku. „Tak, jasne. Kogo ty chcesz oszukać?" – zatrzeszczał upierdliwy głos niczym zdarta płyta.

On rzeczywiście musiał być zdesperowany. W dodatku chciał nas oboje zabić? Jaki idiota jeździ po ciemku bez świateł i co to są te widma do chuja pana? W tym szoku zapomniałam o nie zapytać Kaśki.

Pizza nie chciała mi przejść przez gardło i czułam się paskudnie. W dodatku zbliżała się rocznica śmierci Wiktorii i zachodziłam w głowę, jak ja się tam pokażę? Na samą myśl, że spotkam matkę, skręcało mnie w środku. Objęłam się ramionami, by pozbyć się nieprzyjemnych dreszczy, po czym wstałam i wyszłam, zostawiając połowę pizzy na talerzu. Musiałam się napić. Tym razem nie żałowałam sobie. Kupiłam w Żabce trzy Dębowe „wzmocnione", doładowanie komórki i udałam się do domu.

Tak jak myślałam. Młody był bardzo słowny i czekał na mnie pod kamienicą. Tym razem nie miał ze sobą kozy i nie dostrzegłam też nigdzie samochodu.

– Hej. – Uśmiechnął się jakby nigdy nic.

Wyminęłam go bez słowa, wpakowałam klucz do drzwi i pchnęłam je ostentacyjnie. Wszedł za mną, zanim zdążyły się zamknąć.

– Coś się stało? – Jego głos rozniósł się echem.

Nadal milczałam, wspinając się po schodach. Zdawałam sobie sprawę, że to było głupie, bo powinnam od razu go opieprzyć i odepchnąć, ale nie chciałam robić scen na ulicy. Postanowiłam załatwić to w domu, bo wiedziałam też, że bez łez się nie obejdzie. Prawdę mówiąc, to dużo nie brakowało, a już bym się rozwyła.

– Wracaj do pokoju, zaraz przyjdę – poleciłam, a sama zamknęłam się w kuchni.

Wyciągnęłam z torebki piwo, a z szafki kufelek. Po chwili jednak odstawiłam go z powrotem, otworzyłam puszkę i na miejscu wypiłam prawie połowę. Zaczęłam żałować, że wepchnęłam wcześniej w siebie połowę pizzy, ale trzy piwa i tak powinny mi dziś wystarczyć. Chyba.

Usłyszałam dźwięk muzyki płynącej z telewizora i momentalnie przypomniałam sobie, jak całowaliśmy się na moim łóżku. Pomyśleć, że gdybym wtedy mu pozwoliła...

– Wszystko w porządku? – zapytał, stojąc pod drzwiami.

– Zaraz przyjdę, chwila... – odpowiedziałam i kilkoma łykami opróżniłam puszkę.

Drugą wstawiłam do lodówki, a ostatnią zabrałam ze sobą, wychodząc do pokoju.

– Kiedy chciałeś opowiedzieć mi resztę? Teraz... czy jak już będzie po? – zapytałam obojętnie, spoglądając na stolik, na którym zauważyłam małą wypchaną niebieską kopertę.

Usiadłam na brzegu łóżka, starając się nie wybuchnąć.

– O czym? – Uśmiechnął się niepewnie i gdyby miał na nosie okulary, to pewnie zerwałabym mu je i połamała na drobne kawałeczki.

– Czyli mam rozumieć, że jeśli chodzi o jutrzejszą n o c. – Specjalnie podkreśliłam ostatnie słowo. – To nie masz mi już nic do wyjaśnienia, tak? – Pociągnęłam spory łyk i wymsknęło mi się ciche beknięcie, ale w tej chwili miałam gdzieś dobre maniery.

Wstrzymał oddech.

– Kto ci powiedział? – Opadł całym ciałem na fotel i spojrzał na sufit.

– Nieważne kto, ważne, że teraz jestem maksymalnie wkurwiona. Po tym, co... – Mój głos się załamał i kiedy wzięłam drugi łyk, poczułam słoność na ustach. Czułam się żałośnie, ale nie miałam zamiaru niczego ukrywać. – Wiedziałam, że z tobą jest coś nie tak. – Pokręciłam głową, tym samym pozbywając się łez.

– Pozwól mi wytłumaczyć, okej? – Opuścił głowę i chwycił się nerwowo za kark.

– A co tu jest tłumaczenia? – parsknęłam. – Chcesz popełnić ze mną samobójstwo, czy jak? – Odstawiłam puszkę na podłogę i wsunęłam ręce pod kolana, czekając na jakiś mały znak z jego strony.

Na coś, co wskazywałoby, że jednak nie jestem mu obojętna. Miał mało czasu, naprawdę mało, bo nie wiedziałam, kiedy wybuchnę i wystawię go za drzwi na zawsze.

– Daj spokój, skąd ci to przyszło do głowy? – Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.

– Może i jestem beznadziejna, ale nie jestem desperatką, gdybym chciała ze sobą skończyć, zrobiłabym to lata temu – odcięłam się.

– Wiem, że nie je...

– To dlaczego wybrałeś mnie, a nie kogoś innego? Nie będę ryzykowała dla takiej głupoty, ja... Jestem matką, mam syna, którego... możesz mi nie wierzyć... ale on... ja mimo wszystko go kocham – bełkotałam nieskładnie.

„Głupia, głupia, głupia..." „Co ma do tego Marcin?" – zrugałam się w myślach, niepotrzebnie o nim wspominając.

– Wiem.

– Wiesz, wiesz...! Wszyscy wszystko wiedzą, tylko nie ja! – wrzasnęłam, czując już lekki szum w głowie. – Co jeszcze wiesz? – zapytałam, sięgając ponownie po puszkę.

– Wszystko, co chciałem wiedzieć – odpowiedział bez ogródek.

– Słu...cham? – czknęłam ze zdziwieniem.

– Posłuchaj... – Podniósł się i podszedł do mnie, omijając drugi fotel. Następnie wyciągnął mi z rąk piwo i usiadł na podłodze przede mną. – Masz rację, to ja nie przemyślałem wszystkiego i coś się zmieniło. – Chwycił mnie za ręce i spojrzał w stronę okna, za którym poszarzało, jakby zbierało się na burzę. – Pojadę sam – dodał cicho.

– Nie, nigdzie nie pojedziesz... – Pokręciłam głową, nie zgadzając się na to.

– To tylko kilka minut i po sprawie. Muszę to zakończyć, inaczej nie dadzą mi spokoju. – Upierał się.

– Nie rozumiem cię... Kto ci nie daje spokoju? Ona już nie jest twoją dziewczyną, a ty nadal dla niej ryzykujesz. Po co?

Spojrzał na mnie dziwnie, jakby nie był zadowolony, że o niej wiem.

– Masz rację, nie rozumiesz, ale nie chcę teraz o niej gadać – uciął, czym mnie tylko rozdrażnił.

– Co to? – Wskazałam brodą na stolik.

– Kasa.

– Słabo mi od tej dziecinady... – mruknęłam pod nosem. – To zabieraj ją i zmykaj stąd. – Wyrwałam ręce z jego uścisku, po czym chwyciłam puszkę i szybko wymknęłam się z pokoju.

Zanim ją dopiłam, byłam już cała usmarkana i obawiałam się, że trzy piwa mi jednak nie wystarczą, żeby uspokoić się i zasnąć.

– Chcesz pogadać czy nie!? – krzyknął za drzwiami.

Czy ten gówniarz, właśnie podniósł na mnie głos?

– Spadaj, głuchy jesteś? – jęknęłam przez zapchany nos.

– Masz rację, nawal się... – Usłyszałam jego stłumiony, drżący głos.

– Tak właśnie zrobię, a tobie gówno do tego! – wrzasnęłam, plując sobie w brodę, po czym doskoczyłam do lodówki i wyciągnęłam ostatnie piwo.

Na trzask wejściowych drzwi, aż podskoczyłam i omal nie rzuciłam puszką o podłogę. Padło jednak na krzesło, które z całej siły popchnęłam, wywracając je na drzwi.

– Spadaj gówniarzu i nie wracaj! – Zdołałam jeszcze krzyknąć, zanim z gardła wyrwał mi się skowyt.

„Mało" – zabrzęczało w moje głowie, kiedy pusta puszka poleciała do zlewu.

Już bardziej chyba nie mogłam się zbłaźnić i to przed kim? Przed takim gówniarzem? Dlaczego tak mi nagle zaczęło zależeć na tym głupku?

Złość szybko zmieniła się w smutki. Przytrzymując się stołu, podniosłam do pionu, ale wcale nie byłam pijana. Byłam po prostu „zeświergolona" leciutko. „Zeświergolona fest na ostro" – zaprotestował złośliwiec.

Przesunęłam nogą krzesło i wyszłam do pokoju.

Na stole wciąż leżała kasa. Gówniarz celowo wyciągnął ją z koperty, zwinął w rulon i czymś obwiązał. Tego było już za wiele. Podreptałam z powrotem do kuchni po torebkę i wyciągnęłam komórkę.

– Kaśka? Sorry, że... – zacięłam się. – Sorry, że ci przeszkadzam, ale możesz mi powiedzieć, gdzie ten gówniarz mieszka?

Jaki gówniarz?

– Jak to jaki? – Odjęłam telefon od ucha i spojrzałam jak na zepsutą zabawkę. – Daj mi namiary na Jastrzębi! – krzyknęłam na niego i ciężko westchnęłam, po czym przyłożyłam go z powrotem do ucha.

...tam za światłami, a potem będzie...

– Chwila, od nowaaa, bo nic nie słyszałam...

Boże...gadasz, jakbyś się nawaliła. – Zaśmiała się.

„Brawo koleżanko". 



Niecałe pół godziny później, siedziałam już w podmiejskim autobusie z dwoma kawałkami w kieszeni. Nie miałam w domu koperty, więc zrobiłam ją z kolorowej gazety, zakleiłam taśmą, a na wierzchu napisałam odpowiednią do mojego nastroju notkę. Oczywiście nie przebierałam w słowach, bo miałam to gdzieś. Byłam całkiem trzeźwa, serio. „Jesteś prawie trzeźwa, dziewczyno" – dodawałam sobie otuchy i pewności siebie w myślach. „Masz szczęście, że w autobusach nie sprawdzają trzeźwości" – zadrwił na przekór mój „mózgojeb".

2 komentarze:

  1. Dzieje się, oj, dzieje. Ona chyba alkoholem próbuje wszystko zagłuszyć, ale to równia pochyła, sprowadzi ją na dno. No i Seba, hmm, poczekam na kolejne rozdziały, bo chyba jednak nie jest do końca tak, jak Róża podejrzewa. Dzięki i czekaaaam, ale widząc Twoją szybkość, długo nie będę musiała (zaciera ręce z radości). Buziaki i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nic, bo dopiero się rozkręcam :D Niestety masz rację, tak to wygląda, ale powalczymy i może jeszcze będą z niej ludzie. Ostatnio się wczułam w ten jej głupkowaty profil i cisnę, póki mogę. Dziękuję i zapraszam na następny już wkrótce :]

      Usuń