środa, 27 lipca 2016
Jastrzębie - Rozdział 05.
Nie mogłam doczekać się weekendu. Postanowiłam, że nie pójdę do „Cegły", jak ostatnio z której udaliśmy się potem na parapetówkę do Emila i Ilony. Nie chciałam widzieć tych samych ludzi, nie chciałam też, żeby i oni mnie widzieli. A może wskoczę tylko do pubu, pogadam z nieznajomymi, wypiję kilka piw i to mi wystarczy? Nie uśmiechało mi się tracić zbyt dużo pieniędzy. Na szczęście nie musiałam wydawać ich na naprawę lodówki, bo jak się okazało, Kaśka miała rację i ta po rozmrożeniu działa jak dawniej.
Czas w pracy ciągnął się niemiłosiernie. Sprzedałyśmy dwie rzeczy i miałyśmy jeden zwrot. Gdyby nie on, może zostawiłabym tę sprawę. Oczywiście nie chciałam wdrażać w to Kaśki, bo ta gotowa jeszcze była iść do Ilony i mogła wszystko zepsuć.
Kiecka prawie za dwa koła. Czy kobiety przy kasie są naprawdę tak bezdennie głupie? Klientka twierdziła, że dopiero w domu zauważyła brak wszytego stanika. Czy ona w ogóle ją przymierzała i gdzie? Ten model też pierwszy raz widziałam na oczy. Materiał naprawdę był super. Lekki, zwiewny, nie gniótł się. Dół sukni był dwukolorowy i asymetryczny. Gołębia półprzeźroczysta szarość z połyskliwą bielą wyglądała bardzo elegancko. Niestety ktoś zapomniał nie tylko o wszyciu stanika, ale także o halce, ponieważ suknia podobno brzydko „przyklejała się do ciała".
Co ta Ilona sobie myślała? Że jest sprytna i otaczają ją same idiotki? Czy chciałam, czy nie, musiałam w jakiś „delikatny" sposób powiadomić o tym Emila. Zależało mi na tej pracy i nie mogłam jej stracić, a już z pewnością nie przez machlojki jego żony.
...
Po pracy poszłam do pizzerni, ponieważ nie chciało mi się samej w domu jeść kolacji. Z tyłu za wysokim oparciem, siedziało kilka osób i rozmawiało o jakiejś imprezie „U Basa". Dawno tam nie byłam, ale to dlatego, że przychodziło tam zbyt dużo gówniarstwa i puszczali tak samo gówniarską muzykę. W sumie byłaby to jakaś odmiana i zaczęłam nawet rozważać tę opcję. Plusem było to, że pewnie nie spotkałabym tam nikogo znajomego. Chyba.
Zawinęłam w serwetki dwa kawałki pizzy, których nie dałam rady zjeść i w drodze do domu kupiłam jeszcze dwa Dębowe mocne.
Już z daleka przed wejściem do mojej kamienicy zauważyłam opartą o ścianę „kozę" Młodego. "Więc jednak czegoś ode mnie chcesz?" – uśmiechnęłam się. Nie wiem dlaczego, ale jego widok podniósł mnie na duchu, choć wiedziałam, że będę miała przez niego same problemy. „Kto nie ryzykuje, ten nie żyje" – zanuciłam w myślach.
Kiedy mnie zobaczył, podniósł się na nogi, ale nie zdjął okularów, przez co nie byłam pewna wyrazu, jaki miał na twarzy. Wydawał się poważny, ale po chwili się wyszczerzył. Dzieciak jak nic.
– Co znowu? – zapytałam obojętnym głosem, opuszczając wzrok na swoje trampki.
– Hej... – przywitał się cicho.
Przed oczami wyskoczyły mi zdjęcia, które zrobił i te nieszczęsne filmiki. Teraz to ja straciłam pewność siebie. „Je zu, ile ty masz lat dziewczyno? Przestań natychmiast!" – zbeształam się w duchu.
– To w końcu mogę, czy nie, wpadać do ciebie? – zagaił, jak do koleżanki ze szkolnej ławki.
"Ale bezczelny smark, no wiecie co?" – Spojrzałam na niego, chcąc przekazać mu to wzrokowo, ale drażniły mnie te okulary.
– W jakim celu? Mamy jakieś wspólne tematy? – zapytałam nieco złośliwie, ale jakoś nie zrobiło to na nim wrażenia i odniosło całkiem odwrotny skutek, ponieważ ponownie się wyszczerzył.
– Zdziwiłabyś się, ile ich może być. – Zagiął mnie od razu.
– Mam rozumieć, że w tym celu chcesz mi się władować na chatę, tak? – założyłam ręce na piersi i torebka, w której miałam browar i pizzę, pod ich ciężarem zsunęła się z ramienia.
Podszedł jakby nigdy nic, poprawił ją i nagle uśmieszek z jego twarzy zniknął.
– Czekam prawie od godziny – mruknął z lekkim żalem.
„Czeka od godziny... aaa... ooo... biedulek" – omal nie prychnęłam na głos. Nie umawialiśmy się, więc co mnie to obchodziło? A gdybym siedziała dłużej w pizzerii i spotkała kogoś znajomego, czekałby nadal?
– Łap kozę i właź – rzuciłam, wyciągając klucz.
– Kozę?
– Rower. – Wywróciłam oczami. – Jak go tu zostawisz, to nie gwarantuję, że go jeszcze zobaczysz. – Westchnęłam, po czym otworzyłam drzwi na całą szerokość i je przytrzymałam. – Ostatnio sąsiadce ukradziono wózek dziecięcy, więc taki rowerek tym bardziej mogą. Przecież można go wziąć... – zamilkłam, obserwując, jak bierze go pod pachę, jakby nic nie ważył i po chwili wyprzedzając mnie, już drałuje z nim po schodach na górę.
– Nie wiem jak ty, ale ja będę piła piwo – oznajmiłam, gdy tylko weszliśmy do mieszkania.
– Spoko, a co właściwie zazwyczaj robisz, jak wracasz do domu?
Jego pytanie było proste, ale nie spodziewałam się, że to go zainteresuje.
– To. – Podniosłam do góry puszkę, sądząc, że go w ten sposób jakoś odstraszę, po czym odwróciłam się, otworzyłam ją i całą zawartość przelałam do mojego jedynego kufelka, jaki mi jeszcze pozostał. Właściwie, to był kufelek Wiktora z firmowym logiem Lecha.
Nie skomentował tego, tylko odsunął krzesło, czekając, aż usiądę.
– Idziemy do pokoju – oznajmiłam, zabierając ze sobą dodatkową szklankę i drugą puszkę.
– Więc co jest tak ważne, że ciągnąłeś się tutaj przez pół miasta? – Zainteresowałam się, biorąc porządny łyk, a potem wzięłam pilota i włączyłam telewizor, ustawiając kanał MTV.
Usiadłam na fotelu, na którym ostatnio zasnęłam, a Młody przysunął drugi spod okna i ustawił go tak, że siedzieliśmy naprzeciw siebie i stolik mieliśmy z boku.
– Jutro jest piątek... – zaczął, drapiąc się po karku i uznałam, że to jego typowy nerwowy gest. Zawsze tak robił. Dziwne, że tyle rzeczy już o nim wiedziałam, a prawie wcale się nie znaliśmy. – Moglibyśmy, jak skończysz pracę, gdzieś wyskoczyć i zrobić jazdę próbną – dokończył, rzucając mi krótkie spojrzenie, a potem zaczął rozglądać się po pokoju.
To chyba nie miała być randka, co? Czy on naprawdę nie miał nic lepszego do roboty? A może miał same znajome z bogatych domów jak on sam i żadna nie chciała za dwa koła nadstawiać dla niego karku? A ta dziewczyneczka, którą bujał na kolanach? Co z nią? Pytania jedno po drugim zaczęły wyskakiwać i kotłować się w mojej głowie.
– Zdejmij okulary, kiedy ze mną rozmawiasz – rozkazałam. – Powinieneś już wiedzieć, że mi przeszkadzają, a twoje znamię ani trochę – dodałam szczerze i rzuciłam pilota na łóżko, po czym chwyciłam kufelek i przeniosłam go na szafkę nocną.
Zdjęłam trampki, padłam na łóżko i wyciągnęłam się na poduszkach. Muzyka, którą akurat nadawała stacja, niezbyt mi się podobała, wiec zaczęłam przeglądać inne kanały. Kątem oka zerknęłam na Młodego i poczułam małe zwycięstwo, kiedy nieco się ociągając, zdjął okulary, a zaraz potem zdziwienie, bo bez pytania otworzył moje drugie piwo, wysunął przed siebie nogi i zaczął oglądać teledysk. Poruszał jedną nogą w rytm kawałka jakiejś skandynawskiej grupy i tak siedzieliśmy przez kilka minut, póki znowu się nie odezwał.
– Lubię cię...
„Ha!" – prawie krzyknęłam i omal nie roześmiałam się na głos, ale jedyne co wypadło z moich ust to głośne beknięcie, rozchodzące się echem. Zakryłam ręką buzię i poczułam się naprawdę jak głupia stara krowa. Gaz uciekł mi nosem, a oczy napełniły się łzami.
– Sorry... – mruknęłam zażenowana.
– Na zdrowie – odpowiedział. – Wysłałaś mi wiadomość i pytałaś w niej, czego od ciebie chcę – dodał cicho.
To chyba miała być odpowiedź. „To na pewno była odpowiedź, głupia idiotko" – zagrzmiał złośliwy głos.
– Też cię lubię, ale chyba w inny sposób – oznajmiłam, sama nie wiedząc, czy to prawda.
Młody kręcił się po mojej głowie, fakt, ale nie wyobrażałam sobie innego „lubienia", żadnych romantycznych bzdur i tym podobnych rzeczy. Nie byłam też taka ciemna i szybko domyśliłam się, o co mu chodziło.
– Dlaczego? – Odwrócił się w końcu w moją stronę, trzymając puszkę między kolanami.
– Hmmm... a dlaczego, miałoby być inaczej? – odparłam i nagle gardło zacisnęło się, powstrzymując mnie od wypowiedzenia kolejnych słów.
Tak upłynęły kolejne minuty w ciszy, no niezupełnie, bo w telewizji trwał wieczór z muzyką skandynawską. Jedno piwo zawsze mnie usypiało i tym razem nie było inaczej. Byłam gównianą gospodynią i pomyślałam, że Młody sam będzie wiedział, kiedy ma wyjść. Przytuliłam policzek do poduszki i przy dźwiękach jakiejś ballady po prostu zasnęłam.
Obudziłam się, kiedy za oknem było już ciemno. Telewizor wciąż był włączony, a gdy przekręciłam się na bok, zobaczyłam śpiącego obok Sebastiana. W nikłym błękitnym świetle, padającym z ekranu telewizora jego twarz wyglądała blado, a znamię pod okiem było prawie czarne. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam je palcem, pogładziłam też małe zadrapanie na skroni, a na koniec szturchnęłam w policzek. Nigdy nie spałam z kimś takim, w sensie, nie zadawałam się z młodzieżą. Odetchnęłam ciężko, czując nieprzyjemnego „laczka" w buzi.
Chyba mi odbiło, bo przysunęłam się odrobinę i wciągnęłam również jego oddech, który wcale nie był lepszy. Miał krótkie roztrzepane blond włosy, nieco ciemniejsze brwi i rzęsy. Śmieszny, zadarty i zgrabny nos, i... oczy. Kiedy je wreszcie otworzył, ujrzałam w nich zaskoczenie. Były ciemnobłękitne i błyszczące jak u młodego wilka. Podobały mi się...
– Powinieneś już iść – mruknęłam przez zachrypnięte gardło.
– Nigdzie mi się nie spieszy – odparł i przekręcił się na bok, układając głowę na wyciągniętym ramieniu.
Nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Trochę zbyt blisko, ale żadne z nas się nie poruszyło. Patrzyliśmy na siebie kilka minut w ciszy, a potem on położył rękę na moim ramieniu i nabrał głośno powietrza.
– Starych nie ma w domu, a Jacek siedzi w warsztacie do północy – wyjaśnił, zanim zdołałam o to zapytać.
Zabawne, jakby czytał w moich myślach. Więc ten podejrzany braciszek, miał na imię Jacek...
– A ty? Co zazwyczaj robisz? Nie masz dziewczyny ani kumpli, z którymi mógłbyś spędzać czas? – Zainteresowałam się.
– Mam kumpla, ale on niedługo wyjeżdża na wakacje – odpowiedział z lekkim żalem, błądząc pod rękawem mojej koszulki.
Gęsia skórka zdradziła stan emocji, ale nie powstrzymałam go. Było mi przyjemnie. Palce Młodego zatrzymały się w miejscu paskudnej blizny po szczepionce, a potem zaczęły kręcić małe kółeczka, lekko mnie łaskocząc.
– Nie jest ci zimno? – zagaił po chwili z cwanym uśmieszkiem i lekką mgiełką w oczach.
"Oj, dobrze wiesz, jak mi jest mały Prowokatorze" – jęknęłam w duchu, chwytając go w pasie i przyciągając do siebie za szlufkę od spodni.
Przylgnął do mnie i natychmiast przytulił, więc odwdzięczyłam się tym samym. W jego cieple czułam się zadziwiająco przyjemnie i spokojnie. Mogłabym tak zasnąć i zabić każdego, kto ośmieliłby się przerwać tę chwilę.
– Nic z tego nie będzie, prawda? – Usłyszałam jego wibrujący głos.
„Jakiś ty bystry" – pomyślałam, ale wcale tak nie czułam. Otarłam się nosem o jego krtań i wysunęłam język... Jego zapach sprawił, że ślina napłynęła mi do ust. Był jak pyszne ciastko, w które chciałam zatopić zęby, ale zdołałam je tylko polizać. Przyciskał mnie coraz mocniej, nasze nogi się splątały. On chciał unieruchomić mnie, a ja próbowałam tego samego z nim. W końcu chwycił mnie za szyję i pocałował, ale nie tak nieśmiało, jak wtedy przed sklepem. Nasze usta rozwarły się, a języki oszalały. Nie mogłam złapać tchu, on zresztą także. Głupie serce nie chciało mnie słuchać, waliło coraz mocniej i mocniej... Byłam gotowa i w tym stanie facet zazwyczaj już się ostro do mnie dobierał albo oboje byliśmy w trakcie porządnego dmuchania, a to... „Co to właściwie miało być?" – zapytałam siebie w myślach, rozpływając się w kokonie drżących ramion, pod naporem miękkich i zachłannych ust. Chciałam go dotknąć i sprawdzić jaki jest, ale ręka automatycznie zacisnęła się w piąstkę i spoczęła na jego piersi, w której poczułam szybkie miarowe uderzenia.
„Stop" – nagły impuls wystrzelił w mojej głowie i chciałam się wyrwać, ale Młody mnie nie wypuścił. Oderwałam od niego usta i spłoszona spojrzałam mu w oczy.
– Musisz już iść – wydyszałam, ledwo poruszając ustami z emocji.
– Muszę...? – zapytał nieobecnym głosem, po czym przełknął ślinę i nerwowo napiął szczękę.
Pokiwałam głową i wówczas przymknął oczy, uwalniając mnie z uścisku. Usiadłam tyłem na łóżku i odgarnęłam w twarzy spocone włosy. „Je zu, co się ze mną dzieje?" – prawie pisnęłam na głos. Kątem oka zauważyłam, jak wciąga na nogi adidasy i zawiązuje sznurówki. Robił to w dziwny sposób, a kiedy skończył, ukrył wystające supły po wewnętrznej stronie butów. Zapewne po to, żeby mu się nie plątały podczas jazdy.
Wyszedł bez pożegnania. Po prostu chwycił pod pachę rower i przeciąg sam zatrzasnął za nim drzwi. Podeszłam do okna i odprowadzałam go wzrokiem. Rozmawiał z kimś przed telefon albo dopiero miał zamiar Złapałam się na tym, że nasłuchuję dźwięku mojej komórki, ale nic takiego nie nastąpiło.
„Głupia, a mogłaś trochę po nim poskakać i pokazać mu, w czym jesteś lepsza od jego koleżanek" – złośliwy głos zadrwił w mojej głowie. „A może on w ogóle jeszcze tego nie robił?" – odpowiedziałam mu ze zdziwieniem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Lecisz z tym tekstem, oj lecisz:) Czytam jednym tchem, ale niektóre powiedzonka, powodują, że cierpi na tym mój monitor. Ciekawa jestem jak dalej potoczy się znajomość z Sebastianem. Bo pierwsze poważniejsze "mamlanie" mają już za sobą. Podoba mi się jak ona wciąż powtarza, że z niego mimo wszystko jest dzieciak. Dzięki i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWzięło mnie :] Chciałabym się wygadać, ale napiszę tylko tyle, że z Młodym lekko nie będzie, zresztą, ona też jest trochę "rozchwiana", co zresztą widać, ale fajnie mi się ją pisze :D Jest jeszcze drugi brat i to głównie przez niego będzie pod górkę. Tyle mogę na razie zdradzić. Dziękuję i również pozdrawiam :]
Usuń