Strona główna

sobota, 23 lipca 2016

Jastrzębie - Rozdział 02.


 

– Straszną masz tę matkę. Ona zawsze się tak wydziera przez telefon? – zapytała Ilona, wchodząc na zaplecze i łapiąc się pod zaokrąglone boki.

– Nie mów, że słyszałaś? – Zadrżałam.

– Jasne, cały sklep słyszał, jakbyś rozmawiała na głośnomówiącym – zadrwiła.

– Cholera – syknęłam i wyciszyłam głośnik, po czym zawinęłam resztę kanapki i schowałam z powrotem do pudełka.

– Żartowałam, wyluzuj. – Puknęła mnie w ramię. – Posłuchaj, nie ma dużo ludzi, bo dzisiaj jest rynek więc pomyślałam, że skoczę na zakupy i przy okazji przyniosę nam coś do jedzenia. Dasz sobie radę?

To brzmiało raczej jak stwierdzenie, ale w sumie mnie urządzało, bo oznaczało, że będę miała chwilę spokoju.

– Jasne, ale dla mnie nic nie przynoś, nie jestem głodna. – Wskazałam na śniadaniówkę.

– Daj spokój, ja stawiam, a do wieczora jeszcze zgłodniejesz. – Ścisnęła moje ramię, wbijając w nie nowe pazury i ruszyła do wyjścia. – Ach… I rozpakuj w końcu te końcówki serii, bo jak Emil zobaczy, że pudła nadal stoją w magazynku, to się wkurzy – dodała na odchodnym.

”Ugryź się w dupę” – zaklęłam w duchu. To był też jej obowiązek, ale oczywiście będąc żoną szefa, czuła się tu jak właścicielka. Nie powinnam się wychylać, bo dobrze wiedziałam, że ze swoimi marnymi kwalifikacjami lepszej pracy w mieście nie znajdę i jeśli podpadnę tej żmii, to mogę się z nią pożegnać. Poza tym pracowałam tu niecałe cztery miesiące i Emil jeszcze się do mnie nie przekonał. Może gdybym tak jak Ilona, dała się na początku obmacywać albo bym mu obciągnęła, to teraz ja bym jej rozkazywała. Któregoś dnia pod nieobecność Ilony wpadła do nas była pracownica i ostrzegła mnie przed nią. Opowiedziała mi także, kim była wcześniej i w jaki sposób wepchnęła się do rodziny Jastrzębi. Sama nie byłam święta, bo też lubiłam facetów, ale nie patrzyłam na zawartość ich portfela. Tak właśnie poznałam Wiktora, który nie miał wiele, a jednak wszystko, czego wówczas potrzebowałam.

Na agresywny odgłos dzwonka przy kontuarze zerwałam się i wróciłam do sklepu. „Co za niecierpliwa baba” – pomyślałam, ale nikogo wewnątrz nie zauważyłam. Nie usłyszałam też dzwonków przy drzwiach wejściowych i przez chwilę miałam wrażenie, że po prostu się przesłyszałam. Musiałam się pilnować, bo złodziei nie brakowało. W tamtym miesiącu ktoś wyniósł super hiper markową bluzkę, za którą Emil odciągnął mi potem z wypłaty sto pięćdziesiąt złotych, a drugie tyle podobno zabuliła Ilona, ale jakoś trudno mi było w to uwierzyć.

Przesunęłam dzwonek na koniec lady i nagle coś mi się na niej nie zgadzało. Na drugim jej końcu leżała jednorazowa foliowa torebka a w niej… Zajrzałam do środka i na widok pudełka lodów Manhattan zdębiałam.

– Hej! – Usłyszałam niespodziewanie i podskoczyłam jak oparzona.

Spod lady niczym pajac podniósł się Młody.

– Je zu…! – wrzasnęłam, uderzając otwartą ręką o ladę. – Chcesz w nos? Wystraszyłeś mnie, co tu do cholery robisz? – Spojrzałam na niego podejrzliwie.

Wyszczerzył się jak małolat i oparł na brzegu lady, próbując napiąć ledwo odznaczające się mięśnie na szczupłych ramionach. Na nosie oczywiście miał swoje maskujące okulary.

– Mam chwilę, a że dawno tu nie byłem i zostałaś sama, to pomyślałem, że wpadnę. – Poruszył śmiesznie ustami.

– Skąd wiedziałeś, że jestem sama? – zapytałam, opierając ręce na biodrach. Musiałam mu pokazać, kto tu rządził. Mógł sobie być Jastrzębiem, ale jemu bynajmniej nie miałam zamiaru w niczym ustępować.

– Widziałem wychodzącą stąd Ekspertyzę. – Wskazał kciukiem przez swoje ramię.

– Eks… co?


– Tak mówimy na Ilonę – wyjaśnił, po czym chwycił za torebkę, wyciągnął z niej lody i plastikowe łyżki. – Pogadajmy. – Podsunął mi jedną i jakby nigdy nic otworzył pudełko.

– Zwariowałeś? Tu są drogie ciuchy, nie można nawet wchodzić z napojem. Wiesz, co się stanie, jak szef…

– Wrzuć na luz, nie ma go – przerwał mi. – Pojechał do Niemiec, a ona też prędko nie wróci – dodał, zabierając się za jedzenie.

„A co mi tam” – pomyślałam, wywracając oczami. Byłam też ciekawa, o czym ten „Świerszcz” – jak go nazywał starszy brat, chciał ze mną pogadać. Wbiłam łyżkę w owocowo śmietankową masę i skosztowałam. Były niezłe, ale niezbyt przepadałam za lodami z pudełka. Wolałam te z automatu w wafelku, ale darowanemu koniowi i tak dalej…

– Więc co cię tu sprowadza?

Wachlował jakby to były jego ulubione. Dzieciak jak nic. Mimo to wydawał się w porządku, choć odniosłam wrażenie, że jest zbyt pewny siebie. Właściwie to nie znaliśmy się i ta wizyta sprawiła, że załączył mi się wewnętrzny alarm.

– Potrzebuję przysługi, ale nie wiem, czy się zgodzisz – mruknął i przygryzł łyżkę.

Coś kombinował i nawet na mnie nie patrzył. Przełknęłam i pacnęłam go w nos.

– Ile ty masz lat? – wypaliłam.

– Spokojnie, jestem pełnoletni. – Odsunął się, ale zaraz opadł z powrotem na ladę. – W maju skończyłem dziewiętnaście – odparł z dumą.

Wyciągnęłam rękę i zdjęłam mu okulary, a potem spojrzałam w oczy. Momentalnie policzki Młodego zaróżowiły się, a głupkowaty uśmiech zniknął z twarzy. Czyżby się zawstydził?

– Ja mam dwadzieścia cztery i mogłabym być twoją starszą siostrą – oznajmiłam szorstko, nie mając pojęcia, co mu chodziło po głowie.

Podparł się ręką, zakrywając znamię i wrócił do jedzenia. Przypominał mi trochę zbitego szczeniaczka, obrażonego na cały świat i zrobiło mi się trochę nieswojo.

– W sobotę robimy wyścigi i…

– O nie, zapomnij. – Wrzuciłam łyżkę do lodów i podniosłam ręce w odmownym geście. – Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, żeby przychodzić z tym do mnie, hmmm?

– Mam przeczucie i wiem, że się nadajesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz… – Spojrzał na mnie zadziornie, ponownie się wyszczerzając i tyle było szczeniaczka.

Albo rzeczywiście był naćpany, albo miał coś z głową od urodzenia. Słyszałam o tych wyścigach, ale niczego dobrego.

– Czy ja wyglądam na jakąś rajdową laskę? Myślisz, że nie mam nic do roboty, tylko wozić się z małolatami?

Chyba powiedziałam o jedno słowo za dużo, ponieważ nagle się zerwał i włożył okulary.

– Nie musisz się od razu zgadzać, ale pomyśl o tym. Masz czas do piątku i jeśli ci pasuje, zrobimy jazdę próbną…

– Nad czym mam myśleć? Nie zgadzam się. Nie. Finito. Koniec i kropka. – Zamknęłam pudełko i wpakowałam wszystko do torebki. – Powinieneś już iść. Poszukaj sobie koleżanki w swoim wieku.

– Wiem… że masz syna i potrzebujesz kasy. Zapłacę ci – powiedział cicho.

Jego słowa omal nie zwaliły mnie z nóg.

– Wyjdź stąd – mruknęłam przez zaciśnięte zęby. – Wypieprzaj, bo zadzwonię do szefa! – krzyknęłam i uciekłam na zaplecze.



– Nie to nie. Jak nie chcesz, to nie mów. Za język nie będę cię ciągnęła, ale lepiej doprowadź się do porządku. Z takim wyglądem będziesz tylko straszyła klientów. – Westchnęła Ilona, po czym wpakowała do ust kawałek kurczaka z KFC.

„No popatrzcie, jaka miss osiedla, się odezwała” – omal gorzko się nie roześmiałam.

– Ty też wiesz, że mam syna? – zapytałam i zaraz pożałowałam tego pytania.

– Fo…? – wybełkotała z pełną buzią. Po chwili przełknęła i spojrzała na mnie jak na kosmitkę. – Żartujesz? Nie podejrzewałabym cię nawet o posiadanie psa czy kota – parsknęła i nagle zamilkła. – Ty mówisz poważnie…

Przytaknęłam głową i wysmarkałam nos.

– Miałam też męża, ale zginął w tej strzelaninie, co była w szmateksie obok kantoru. Właściwie, to zmarł w szpitalu po czterech dniach. Był kierowcą ciężarówki i rozwoził towar… – wyznałam w końcu załamanym głosem.

Było mi już wszystko jedno. Nie mogłam tego dłużej dusić w sobie. Nie miałam tylko pojęcia, skąd ten smark o tym wiedział, ale całkiem możliwe, że to Emil prześwietlił mnie na wszystkie możliwe sposoby. Super.

Twarz Ilony pobladła i z jej oczu wyczytałam, że naprawdę nie miała o tym pojęcia.

– Boże, straszne – jęknęła. – Czytałam w gazecie, że do tej pory nie złapali sprawców, ale na mieście chodzą plotki, że to jacyś cyganie byli czy coś koło tego…

– Taaa… też o tym słyszałam, ale jakoś trudno mi w to uwierzyć. On po prostu… znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie – powiedziałam smętnie.

– A ty nie jesteś zbyt młoda jak na matkę…? – dodała, zamyślając się.

Ta kąśliwa w jej wykonaniu uwaga nie zrobiła na mnie zbytniego wrażenia, ponieważ była prawdziwa. Byłam wówczas zbyt młoda i w dodatku nieodpowiedzialna. Najgorsze jednak było to, że w ogóle się nie zmieniłam. Nadal nie miałam celu, przez pięć dni udawałam robota, czekając na weekend, żeby się zabawić. Idealna kopia własnej matki, ale ona przynajmniej miała dobrze płatną pracę, jak na ówczesne warunki, a ja? Nawet teraz nie dorastałam jej do pięt.

– Masz świętą rację – odpowiedziałam po chwili, obserwując, jak tłustymi palcami wygrzebuje ostatni kawałek z kubełka.

Nie mogłam na to patrzeć. Zwłaszcza, jak oblizuje te sztuczne pazury, więc zabrałam się za rozpakowywanie reszty towaru.



Po pracy ledwo zdążyłam przed zamknięciem kiosku, w którym kupiłam papierosy. Odliczałam w myślach dni do następnej wizyty u Marcina, po czym wyciągnęłam komórkę i sprawdziłam grafik w kalendarzu. Wypadało, że przyszła sobota będzie idealnym dniem na wyjazd. W piątek powinnam już dostać wypłatę i przy okazji mogłabym zawieźć mu jakiś drobiazg.

– Chcesz dostać mandat? – Usłyszałam za plecami, na co wzdrygnęłam się i spojrzałam przez ramię. – Nie wolno palić w miejscu publicznym. – Wyszczerzył się mój prześladowca.

– Nie no, znowu ty? Masz jakąś manię prześladowczą, czy co? – zapytałam, ale tym razem nie czułam już do niego złości, bo już dawno zdążyła wyparować. – Czego znowu chcesz? – Zgasiłam niedopałek i schowałam telefon do torebki.

– Zastanowiłaś się? – Nerwowo przestępował z nogi na nogę.

Na te słowa obróciłam się i chciałam wyjść zza kiosku, ale zagrodził mi drogę.

– Posłuchaj… Nie mam czasu na zabawy. Idź, pozawracaj głowę komuś innemu i zejdź mi z drogi – powiedziałam stanowczo.

– Wiesz, ile chętnych jest na to miejsce? – Wsadził ręce do kieszeni jeansów i stanął w rozkroku.

– No właśnie! Skoro tak, to czego jeszcze ode mnie chcesz? – Spiorunowałam go wzrokiem.

– Ale to ja wybieram, z kim pojadę i padło na ciebie. – Upierał się.

– Je zu, czuję się zaszczycona i naprawdę zaraz zemdleję z radości. – Owinęłam torebkę wokół ręki, ledwo powstrzymując się, żeby mu nią nie przywalić.

Roześmiał się i zabrzmiało to tak jakoś szczerze, że momentalnie coś we mnie zmiękło. Oparłam się o budkę i zerknęłam do środka, chcąc sprawdzić godzinę. Za czterdzieści minut był mój serial i musiałam się pospieszyć.

– Sebastian. – Z mojej prawej wychyliła się ręka. Dopiero teraz zauważyłam, że na kciuku nosił obrączkę.

– Róża. – Uścisnęłam ją lekko i spojrzałam na niego spod byka. – Jak mnie wkurzysz, to będę cierniem na twojej dupie – ostrzegłam, na co ponownie się uśmiechnął.

– To jak będzie? – Nadal wiercił mi dziurę w brzuchu.

– Zrozum, ja naprawdę muszę iść do domu – oznajmiłam, po czym korzystając z okazji, że się zbliżył, szybko wcisnęłam się obok i wybiegłam na chodnik.

– Zaczekaj!

– Ej, daj sobie już spokój… – Ruszyłam przed siebie szybkim krokiem, stukając obcasami.

– Dwa koła…! – Usłyszałam za plecami i zwolniłam kroku, ale nie odwróciłam się.

– Dwa koła… – powtórzył, zrównując się ze mną.

– Nie masz na co wydawać pieniędzy? Ojciec o tym wie? – zapytałam, patrząc przed siebie, podczas gdy w myślach wyobrażałam już sobie tę kaskę w swojej kieszeni.

– Gówno mu do tego, to moje pieniądze. Sam je zarobiłem – mruknął pod nosem, ale jakoś trudno mi było w to uwierzyć.

„Zarobił? Ciekawe gdzie?” – omal nie wymsknęło mi się na głos. To nie była moja sprawa, ale propozycja Młodego nagle zaczęła mnie intrygować. Ile rzeczy mogłabym za to kupić Marcinowi albo nawet wpłacić całą sumę na jego konto… „Boże, gdzie się podziała moja duma?” – zrugałam się w myślach, zerkając na niego kątem oka. Jak na dziewiętnastolatka był wysoki i ogólnie fajny, choć uporczywy oraz irytujący. Z pewnością nie kłamał, mówiąc, że chętnych na tę głupią i według mnie dziką i niebezpieczną zabawę było wiele. Zachodziłam jednak w głowę, czym się kierował ten wyższy ode mnie gówniarz, proponując to właśnie mnie.

– Pomyślę, ale… niczego nie obiecuję. Nie jestem takim zabawowym typem, za jaki mnie uważasz – wypaliłam, omal nie zderzając się z lampą, kiedy zza rogu wyjechał czarny samochód, z którego wnętrza łupała jakaś dziwaczna muzyka.

– Cholera… – syknął Sebastian, po czym pochylił się za mną i udawał, że majstruje coś przy butach.

Auto przejechało wolno koło nas i dopiero wówczas zorientowałam się, że było to te samo porsche „zero kumpli”, którym Młody mnie wczoraj odwiózł.

– Co jest? Boisz się braciszka? – zadrwiłam i ruszyłam dalej, zostawiając go w tyle.

– Nie znasz go – burknął z niepokojem, kiedy mnie dogonił. – A co do zabawowego typu, to widziałem filmik z imprezy i wcale nie byłaś taka drętwa – dorzucił po chwili.

– Taaa… w twoich snach chyba… zaraz, jaki filmik? – Zatrzymałam się skołowana i zmierzyłam go podejrzliwym wzrokiem.

– Oby to jeden… – Uśmiechnął się pod nosem. – Nie wierz, że to teraz modne? Nigdy nie nagrywałaś komórką filmików podczas imprezy?

– A wiesz, że nie? Telefon mam od dzwonienia, poza tym jest w nim chujowy aparat i nie miałam nawet okazji trzasnąć sobie selfie. – zakpiłam wkurzona.

– Jak się zgodzisz, to ci je pokażę – zaproponował.

– O, nie cwaniaku. Najpierw mi je pokarzesz, inaczej nie mamy o czym gadać – odparłam stanowczo, czekając, aż wyciągnie telefon.

– Sorry, ale nie mam w tej chwili przy sobie komórki. – Poklepał się demonstracyjnie po kieszeniach.

– To wpadnij jutro do sklepu, a teraz daj mi już spokój, bo naprawdę się spieszę – dodałam na odchodnym.

– Trzymam cię za słowo! – krzyknął za mną.

”A trzymaj się nawet za swojego małego” – zadrwiłam w duchu.

Przechodząc na drugą stronę ulicy, zauważyłam na parkingu przy tajskiej knajpce zaparkowane czarne porsche i opierającego się o nie faceta z komórką w łapie. Z daleka wyglądał jak Emil, ale był znacznie szczuplejszy i miał długie włosy związane w koński ogon. Wiedziałam, że szef ma braci, ale nigdy wcześniej ich nie poznałam. Najwidoczniej prawdą było, że Ilona zrobiła w ich rodzinie jakieś zamieszanie, stąd nie pokazywali się nawet w jego sklepie.

Zwolniłam koło parkingu i bezczelnie spojrzałam na gościa. Wydawał się nadal zajęty rozmową i nie zwracał na mnie uwagi, ale kiedy go minęłam, poczułam na plecach dziwne ukłucie. Było na tyle wyraźne, że przystanęłam i odważyłam się zerknąć przez ramię.

On też na mnie patrzył i dotarło do mnie, że chyba gdzieś się już spotkaliśmy…

2 komentarze:

  1. No nie przesadzaj, co to jest pięć lat różnicy, ale z drugiej strony - ona jest poraniona i ma większe doświadczenie życiowe. I ciekawa jestem, czy da się skusić na te dwa koła. Kupa kasy, trzeba przyznać. Hmm, a gdzie spotkała tego kolejnego Jastrzębia? Pozdrawiam i buziale:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla niej jest, a przynajmniej na razie ma jeszcze do niego dystans:] O tym, czy się zdecyduje, będzie w kolejnym rozdziale. Uwierz, bardzo bym chciała w tej chwili napisać o średnim Jastrzębiu, ale wówczas nie byłoby tajemnicy. Pozdrawiam również i dziękuję :]

      Usuń